Obudziłam się dziś – późno niemiłosiernie – z ogromną potrzebą piękna. Monumentalnego, wszechogarniającego, jednoznacznego. Po prostu musiałam popatrzeć na piękne rzeczy. Mój dom się nie nadaje na taki rodzaj patrzenia, nie dziś, zwłaszcza po ostatnim braku sprzątania i zadbania. Ja pragnę pałacu! Park może być. Jakiś duży park z kasztanami już lecącymi z drzew. Sztuka jakaś. Muzeum. Ale dom nie. Spróbowałam z albumami, lecz oglądanie pięknych zdjęć tylko pogłębiło to ssanie wewnątrz. Potrzebny mi żywy krajobraz i żywy człowiek do tego.
*
Było Frascati, były kasztany, i kawa, i człowiek. I choć bez pałaców, muzeów i sztuki, to jednak bardzo treściwie. Nakarmiona. Dobrze czasem oderwać się od siebie, zwłaszcza gdy nie potrafię dokopać się w sobie tego piękna. Podobno ono jest. W każdym. Szczerze w to wierzę, tylko nie zawsze potrafię zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz