Usłyszałam niedawno na spotkaniu
AA zdanie, które doskonale rozumiem i z którym absolutnie się nie zgadzam. Rozumiem,
bo przerabiałam na własnej – a co gorsza, tych, którzy mieli nieszczęście być
zamieszani w moje życie – skórze. Nie zgadzam się – bo ono nie działa! To znaczy,
działa, ale według mnie dokładnie odwrotnie do postulowanego efektu. Zdanie brzmi:
Jeśli
ja będę szczęśliwy/szczęśliwa, to i innym będzie ze mną lepiej.
Hm, pomyślmy… Może gdybyśmy nie
mieli do czynienia z alkoholikami, czyli osobami skrajnie egoistycznymi,
egocentrycznymi i skoncentrowanymi na sobie, to twierdzenie miałoby jakąś rację
bytu. Ale mamy z nimi do czynienia, sami nimi jesteśmy, i wiemy, bo pamiętamy, jak
to wyglądało. Bo otóż wyglądało tak, że jak nam się zachciało szczęścia – a zachciewało
się w najróżniejszych momentach, bez względu na wszystko – to nic innego nie
miało znaczenia. Ani smutna, opuszczona emocjonalnie rodzina, ani Bogu ducha
winien mąż, ani tym bardziej płaczące dziecko, ani matka, ani młodsze siostry. Moim
szczęściem był fajnie – na luzie, bez zobowiązań i odpowiedzialności – spędzony
czas w gronie przyjaciół (najlepiej płci męskiej, z wyraźną ochotą na moje towarzystwo
albo i coś więcej), przy drineczku (albo i więcej, oczywiście, że więcej). Sukces
to było dla mnie szczęście. Pochwała i cudzy zachwyt to było szczęście. Uznanie.
Łatwa kasa. Mało pracy. Święty spokój. W takich okolicznościach – pijąc i już
przez lata nie – stawałam się „szczęśliwa”. Czy to miało wpływ na moje
otoczenie? O, tak!! Zdecydowanie. Dla dziecka nie miałam czasu, tak jak dla sióstr
i matki, z mężem nie chciałam gadać, z przyjaciółmi – tylko gdy mogli mnie
wesprzeć. Zaiste, dzieliłam się szczęściem. Gdy sukces/szczęście przychodziły,
stawałam się – naprawdę mnie to dziś smuci – arogancka, wyniosła i zimna. Cesarzowa
dzielnicy. Gdy sukces/szczęście mijały, byłam… tak samo nieużyteczna, dodatkowo
wieszałam się na innych, dając im iluzję bliskości i poczucia, że skoro czerpię
od nich, to może się odwdzięczę.
*
Wierzę w inne, rewolucyjne w
pewnych kręgach, hasło: Jeśli innym będzie ze mną lepiej, to będę
szczęśliwa! Nie tylko wierzę, sprawdzam je. Może uczciwiej byłoby
powiedzieć – staram się i trenuję. Bo to nie łatwe. Ale widzę efekty i dlatego
wiem, że jest prawdziwe.
Dlaczego to pierwsze zdanie tak
mnie uderzyło? Bo zostało powtórzone przez trzy czy cztery osoby, w dodatku z
dość długą abstynencją, trudno zatem udawać, że to nieznaczący pomysł
niezbyt ogarniętego jeszcze, nietrzeźwego nowicjusza. Również dlatego, że zostało
wypowiedziane na mityngu AA, a jest całkowicie sprzeczne z duchowymi zasadami
Anonimowych Alkoholików. Nie dziwi mnie to, bo wiem, jak silne są terapeutyczne
naleciałości na polskie AA, ale marzy mi się, coraz bardziej, coś, co można by
nazwać czystym AA. Czystym od wszelkich,
nie tylko terapeutycznych (czyli raczej wspierających ego), nie tylko
religijnych wpływów. Chciałabym w czymś takim brać udział… Chciałabym czegoś
takiego dla tych, którzy przyjdą – byłoby im łatwiej.