Rozmawiam z pewną osobą, okazuje się,
że obydwie brałyśmy udział w jednym wydarzeniu. Mówi: To
było wspaniałe, wywróciło mój świat do góry nogami, spikerzy
się tak doskonale uzupełniali, drugi wypełniał luki w opowieści
pierwszego. A ja myślałam: Kurczę, czemu ten drugi zabiera czas pierwszemu, który mówi tak ciekawie,
wciągająco, merytorycznie? Właściwie tego drugiego mogłoby tu nie być. Hm, brałyśmy udział w tym samym
wydarzeniu… Czy któraś z nas kłamie albo jest odklejona od
rzeczywistości (jakby co, to chyba wiadomo która)? A może po
prostu jesteśmy na innym etapie i inne mamy potrzeby?
*
Choć wybierając* sponsora nie
zastanawiałam się nad tym, później bardzo ważne okazało się,
że ma w stosunku do mnie kilkuletnią przewagę życia na Programie.
Nie przewaga abstynencji była istotna, a właśnie trzeźwego,
normalnego życia i myślenia, w których nie miałam przecież specjalnego
doświadczenia. Nadal poszukuję ludz, od których
mogę się uczyć normalności, u których mogę podpatrzyć, jak
radzą sobie w trudnych dla mnie sytuacjach, jak zmieniali się w
ciągu lat życia na Programie, na jakie zmiany ja mogę liczyć i
jak sobie radzić z bardziej lub mniej powszednimi trudnościami w
tym świecie. Dlatego z ogromną niecierpliwością i ciekawością
oczekiwałam przyjazdu amerykańskiej weteranki, kobiety, która
trzeźwieje na Programie chyba dłużej niż jakikolwiek znany mi
alkoholik utrzymuje abstynencję. Bardzo chciałam usłyszeć o
rzeczach, o których z oczywistych względów na mityngach nie
usłyszę. Niemałe też znaczenie miała płeć spikera, po prostu.
A potem okazało się, że nie ja byłam „targetem”.
*
Jestem tzw. longtimerem (osobą z
dłuższą abstynencją i bytnością w AA), jeszcze nie weteranem
(podobno weteraństwo zaczyna się wtedy, gdy słyszysz: Rany, jesteś
trzeźwa dłużej, niż ja żyję) i faktem jest, że moje potrzeby
są nieco inne niż potrzeby kogoś, kto nie pije tydzień, rok, 3
czy 5 lat. Mniej olśnień, bo mam większość z nich za sobą (choć
tuszę, że przed sobą również jakieś, w przeciwnym razie jakże
byłoby smutno i mdło). To oczywiste, że sporo rzeczy już
słyszałam – jestem tu (w AA) dłużej – zdążyłam to i owo
nawet przetestować i wiem, że działa, że spiker nie opowiada bajek. Niestety wielkie wow zdarza mi się rzadko. Naprawdę,
pod tym względem zazdroszczę czasem początkującym…
No więc, nie ja z moimi potrzebami
byłam adresatką tych warsztatów Wielkiej Księgi, powstrzymam się
zatem od „recenzji”, bo nie o nią chodzi (poza tym, że byłaby
mało użyteczna, a może i nie na miejscu), wspomnę za to o dwóch
rzeczach, które wydały mi się szczególnie ciekawe i warte
wypróbowania.
Pamiętam, jak wiele trudu kosztowało
mnie zrozumienie języka Wielkiej Księgi, przyłożenie zawartych
tam zdań do mojego doświadczenia, zdarzeń, które miały miejsce w
moim życiu. Penny P. opowiedziała o metodzie studiowania, którą
poznała jeszcze w szkole, a która przy pracy ze sponsorką okazała
się pomocna. Chodzi o zamianę zdań twierdzących na pytania, które
następnie mogę odnieść do siebie samej. Musimy w pełni przekonać
siebie, że jesteśmy alkoholikami na Czy jestem gotowa, by w pełni przyznać, że jestem alkoholiczką? Skądinąd wiem,
że zadawanie sobie pytań przynosi znacznie więcej pożytku, niż
próba wbicia do głowy konkretnych twierdzeń.
Po paru dniach od warsztatów powróciła
do mnie metoda spojrzenia na Kroki AA z drugiej strony, niejako od
końca: nie będę w stanie dobrze realizować 12 Kroku (nieść
posłania AA, sponsorować), jeśli nie zadbam o właściwą relację
z Siłą Wyższą, jeśli nie będę z nią w kontakcie (czyli nie
będę realizować Kroku 11). Moja relacja z Siłą Wyższą może
nie przejść na właściwy poziom (Krok 11), jeśli nie będę uczciwie i do
końca wykonywać bieżącego obrachunku moralnego (Krok 10). Nie
zdołam otworzyć się na nową wiedzę o mnie, mieć większej
samoświadomości i siły duchowej do korekty moich intencji (Krok 10), jeśli
uczciwie nie naprawię wyrządzonych krzywd, nie wyrównam rachunków
z ludźmi i światem (Krok 9), etc.
*
Uzyskanie potwierdzenia, że nie
wymyślam czegoś dziwacznego, że moje rozumienie Programu i sposób
przekazywania go (choć nie literalnie metoda) są zbieżne z
opowieścią amerykańskiej weteranki to oczywiście fajna sprawa.
Ale mam poczucie, że potencjał tego zdarzenia nie został w
dostatecznej mierze wykorzystany, że polscy anonimowi alkoholicy
mogliby skorzystać na doświadczeniu Amerykanki z Kalifornii
bardziej (a może tylko tacy, jak ja, ale wiem przecież, że jestem
w mniejszości i zdecydowanie nienajważniejsza). Prawda jest taka,
że poczułam lekki zawód. Mój sponsor mawiał, że nierealistyczne
oczekiwania rodzą rozczarowanie, frustrację, żal. Nie wiem
tylko, czy pragnienie i nadzieja na dowiedzenie się czegoś więcej,
więcej i więcej faktycznie są tak nierealistyczne…
* to słowo mocno na wyrost, bo umówmy
się, wybór oznacza jakiś poziom świadomości, czyli roztropności,
a jaki on może być u nietrzeźwego alkoholika?