Czasami sobie myślę, że świat
pognał za daleko do przodu. Że to dla mnie za dużo. Nie nadążę.
(Tak jakby świat miał obowiązek, albo przynajmniej jakikolwiek
wzgląd, dostosować się do mnie…) Zazdroszczę młodym (a więc
jednak! Jednak to napisałam, jednak umieściłam się po tej drugiej
stronie). Czasem umniejszam ich realne zalety i możliwości. Żeby tak nie
zazdrościć. A potem znowu zazdroszczę. I znowu umniejszam. Aż
przypomnę sobie, że świat zawsze taki był, zawsze młodzi mieli
coś, czego nie mieli starzy, zawsze też pozbawieni byli tego, co
starym było dane.
Czasem, gdy się zapędzę, zaczynam
się porównywać. Nie uważam, by porównywanie się było z gruntu niewłaściwe czy szkodliwe. Przeciwnie – na tym zasadza się nasz
rozwój. Tylko w taki sposób mogę ocenić mój stan i zdecydować,
czy nie warto czasem czegoś zmienić, bo… może jednak za bardzo
odstaję (i nie chodzi o równanie do bezpiecznej przeciętności, lecz o trzymanie kontaktu z rzeczywistością). Problem pojawia się, jeśli w tym szale porównań zagubię
granice kategorii. Porównywać jabłka do gwiazd nie ma sensu tak
samo, jak wagę piórkową do ciężkiej. Jasne, zakwalifikowanie do
właściwej kategorii wymaga trzeźwego myślenia. Niebezpiecznie –
dla mnie, osobiście – robi się, gdy zapomnę o jednym, o czym
zresztą przez lata wolałam nie wiedzieć, nie przyjmować do
wiadomości. Że pewne kwestie są poza moimi możliwościami! Być
może do pewnego poziomu – z racji moich ograniczeń – nigdy nie
doskoczę. W tych okolicznościach frustracja wynikająca z
niedobiegnięcia jest nieporozumieniem, zwyczajnie nie ma sensu, choć uwiera tak samo, jak usprawiedliwiona i wytłumaczalna frustracja.
Przez lata chciałam wierzyć, że
alkoholik, zwłaszcza jeśli przestanie zażywać uzależniającą
substancję, niewiele lub zgoła wcale różni się od innych
ludzi. Niemal się upierałam, wbrew zdaniu z WK: musimy pozbyć się złudnej wiary, że jesteśmy tacy sami jak inni, które wprawdzie dotyczy stricte substancjalnego podejścia, ale coś w tym jednak nie daje mi spokoju i każe traktować to trochę szerzej, a w każdym razie nie zamykać się na więcej i dalej. Zyskując w miarę trzeźwy ogląd
rzeczywistości, muszę przestać się upierać. Nie mogę udawać,
że coś jest dla mnie łatwe, kiedy łatwe nie jest, choć dla
innych jest. Pobożne życzenia nie zmienią mojej rzeczywistości. A
próby wymuszenia na sobie niemożliwego kończą się zawsze tak
samo. Kto jak kto, ale ja mam w tym doświadczenie. Zarówno w
wymuszaniu, jak i w klęsce. Tyle że między fałszywą diagnozą,
włączającą w mojej głowie koszary, a wywieszeniem białej flagi,
jest duży obszar zmarnowanych spokoju, pogody, czasu i energii.
*
Chciałabym dużo! Zrobić dużo,
osiągnąć, być. Ale biorąc pod uwagę mój punkt wyjścia, niewykluczone, że ja to moje dużo już osiągnęłam. Może pora
ograniczyć łaknienie, wyłączyć ssanie, popuścić cugle i wyjść
na spacer? Bo nie wiem jak długo będę żyła i czy zdążę się
nacieszyć. Jeśli cieszyć nie zacznę się teraz, zaraz, już.
„Czy mógłbym robić jeszcze więcej? Bywa, że tak, ale czasem naprawdę już nie, więcej po prostu już się nie da, nie ma takiej możliwości – wtedy pojawia się szansa. Wobec efektu sufitowego (wyżej już nie podskoczę) zaczynam myśleć, zadawać pytania, szukać jakichś rozwiązań. Jeśli nie mogę więcej, to może mógłbym… mniej? Mniej, ale lepiej, dokładniej, uważniej? Z wiekiem okazuje się zwykle, że te same działania wymagają nieco więcej czasu niż w młodości; więcej i coraz więcej – to zupełnie normalne i naturalne. A jeśli tak, to może przestałbym w końcu walczyć z faktami, sprzeczać się z rzeczywistością, ignorować ją i zakłamywać? Może przestawiłbym się wreszcie na mniej, ale spokojniej, dokładniej, z szansą na satysfakcję, zadowalający efekt końcowy? Jeśli tak, jeśli już rozumiem, czuję, a nawet się zgadzam, pozostają dwa „drobiazgi”: umiejętność dokonywania wyborów oraz trudna sztuka rezygnacji” (s. 162-163).
OdpowiedzUsuńDopiero 8 lat od zaprzestania picia dotarlo do mnie,ze wyzej d...... nie podskocze.Zajello mi prawie 4 lata pogodzenie sie z tym.Czlowiek walczacy jestem i dopoki nie padne to sie nie poddam.Ograniczen cielesnych z wiekiem coraz wiecej ale duch ochoczy.Wiec co tam ograniczenia........ byle naprzod.Moja Sila Wyzsza sadzala mnie na tylku wielokrotnie i bolesnie,zeby mnie zatrzymac,uspokoic,zmusic do refleksji nad tym co naprawde wazne.Ciesze sie,ze moja SW ma dla mnie tyle cierpliwosci.Mam wiele ograniczen i godze sie z nimi,ale to nie znaczy,ze nie mam zadnych mozliwosci.Ahoj przygodo!!!Basia.
OdpowiedzUsuń.
Jak na zawołanie – rozmowa z Zofią Wielowieyską w "tygodniku Powszechnym"
OdpowiedzUsuńZofia Wielowieyska: Kiedy fizycznie czegoś nie mogę zrobić, to mnie denerwuje. Ale cóż, człowiek jest ograniczony.
Justyna Dąbrowska: Ciało nie zawsze słucha?
ZW: Niestety, nie chce słuchać. Ale specjalnie się tym nie przejmuję. Jest jak jest i już. Nie mamy na to wpływu. Tak jak się przyjmuje, że ma się już bliżej do śmierci niż do życia. Normalne.
JD: Pani tak lekko o tym mówi…
ZW: Może dla niektórych nie jest to łatwe do przyjęcia, ale ja wiem, że jeszcze coś trzeba zrobić – dzisiaj i jutro, i na tym się skupiam. Wtedy nie mam czasu na to, żeby się zastanawiać nad przemijaniem.
JD: Robi Pani rozrachunki?
ZW: Nie. Bo prawdopodobnie zrobiłam tyle, ile mogłam. Istota rzeczy polega na tym, co jeszcze mogę zrobić i czy zdążę. Trzeba się zastanowić, które książki są warte przeczytania – na przykład.
JD: Co jest warte starania w życiu?
ZW: Samo życie jest warte starania. Pomaganie innym jest warte starania. Drugi człowiek jest istotą rzeczy.