poniedziałek, 20 września 2021

201. covidowy kopniak pokory


Wiele się zmieniło. Prawdopodobnie to jeszcze nie koniec, ale dystans już zdążył się pojawić, w każdym razie na tyle, bym mogła – z ostrożnością, bo zdaję sobie sprawę, że to może być tylko przystanek, forma przejściowa – pokusić się o jakiś opis. 
Covid na organizmy ludzkie wpłynął w rozmaity sposób, wbijając się w różne układy (według niektórych lekarzy w to, co było delikatne, wrażliwe, w pewien sposób narażone, choć bez covidowego uderzenia mogłoby działać na znośnym poziomie). U mnie zahaczył o nerwowy i skutki tego zahaczenia odczuwam do tej pory. To nie koniec świata, ale bywa trudno, kłopotliwie, męcząco i niemiło. Było gorzej, szczególnie na początku, gdy zaczęłam sobie zdawać sprawę, w jakie miejsce przeniósł mnie towarzysz Covid, kogo ze mnie zrobił. Bo na początku były głównie strach i złość (nierozłączne rodzeństwo), i totalny brak akceptacji. Łagodnie mówiąc: nie podobała mi się ta lekcja pokory. W programie 12 Kroków istnieje wyraźne rozgraniczenie pokory od upokorzenia. Ale w tej mojej lekcji – tak czułam – było głównie upokorzenie. Bo oto nagle znalazłam się w gronie osób, które mnie kiedyś złościły i budziły moją podejrzliwość. No bo jak można tak zapominać, olewać, nie czuć odpowiedzialności, być nieprzygotowanym, ciągle zmęczonym, gubić, nie ogarniać, nie pamiętać, nie kończyć, zwalniać i przystawać, zawieszać się, powtarzać te same rzeczy i czynności po kilka razy, pytać o te same rzeczy, które już zostały wielokrotnie wytłumaczone i przypomniane nawet, nie słyszeć i nie widzieć, choć się słucha i patrzy? No jak, po prostu jak można być takim nieogarem? To chyba tylko na własne życzenie i w dodatku na złość innym. Tym ogarniętym i akuratnym, odpowiedzialnym i przygotowanym. 
No więc, zdaje się, że można. 
Bo coś przyszło i przekręciło zawór. 

Co jest w lekcjach dobre? No, może znośne. Że przeczołgawszy się przez to upokorzenie, można dotrzeć do pokory, którą – nie tylko w teorii – rozumiem jako świadomość własnych ograniczeń (i zgodę na nie).
 
Oczywiście, przez lata dostawałam wiele lekcji. Nie lubiłam ich, bo zawsze łączyły się z niewygodą, koniecznością dostosowania się do sytuacji, często z bólem i cierpieniem. Efektem tych lekcji zawsze jednak była kolejna porcja kontaktu z rzeczywistością. 
 
Jest jeszcze jeden efekt i ten chyba lubię najbardziej: gdy znika bariera/granica między mną (tą lepszą, mądrzejszą, świętszą) a resztą (tą nieogarniętą, gorszą znaczy się). Okazuje się, że w wielu przypadkach wciąż jestem w stanie coś zrozumieć, nauczyć się czegoś tylko poprzez osobiste, odczute na skórze własnego ego, dotkliwe doświadczenie. Czyli wtedy, gdy sama stanę się tą osobą zza mojej granicy.
Czy lubię być taka spowolniona i cofnięta, i czasami totalnie zagubiona? Jasne, że nie! Wolałam siebie brylantową (o ile kiedykolwiek taka byłam poza moją własną wyobraźnią). Ale po tym stępieniu, przytarciu przez Los, jestem chyba bardziej swojska, bliżej. Jakoś mniej mnie irytuje nieogarnięcie innych. To zaszło jeszcze dalej (i sama otwieram oczy szeroko ze zdumienia, że jestem zdolna do takiej zmiany) – przestają mnie drażnić ci, których pozorne nieogarnięcie jest tylko sprytną strategią. Przyszło mi do głowy, że oni po prostu nie mogą – na razie – inaczej. Jakby byli duchami uwięzionymi w takiej niewygodnej bańce karmy.
 

14 komentarzy:

  1. Skoro dawałem i daję prawo do zmiany sobie, to może nie powinienem (zbyt często i zbyt jawnie) ograniczać to prawo innym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, ze jest nowy wpis. Już się bałem, że coś ci się stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za reakcję. Nie, nic się nie stało. Albo może – życie się stało :-)

      Usuń
  3. Nie jestem pewna czy dobrze rozumiem - te drobne ograniczenia to na pewno efekt zarażenia wirusem? Nie może to być zwyczajne przemęczenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe pytanie. I równie ciekawe, czemu ma służyć :-)

      Usuń
    2. Chodzi mi o to, ze przed postawieniem samodiagnozy chyba dobrze też się zbadać dokładnie. Ale jeśli cię to irytuje, to dajmy spokój.

      Usuń
    3. Nie cieszy mnie to ale masz rację - wartościowych rzeczy uczymy się kiedy boli.

      Usuń
    4. Były badania i konsultacje. Dziękuję.

      Usuń
  4. Pamiętam piosenkę o życiu i stawce, co się przydarza nam... :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Stawka większa niż życie? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie chyba nie. To nie było w serialu, ale w jakimś późniejszym kabarecie i/lub festiwalu.

      Usuń
  6. Ciekawe, szczególnie w tym podziale na „moje” i „cudze” się odnajduję. Dziś jeszcze często łapię się na ocenianiu, osądzaniu innych tym łatwiejszym, im bardziej egzotyczne jest cudze doświadczenie. Kiedy i mnie się ono przytrafi, staję się cudnie wyrozumiały 😊
    Pozdrawiam,
    Jarema.

    OdpowiedzUsuń
  7. I co dalej Miko, jak się czujesz, co słychać?

    OdpowiedzUsuń

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...