środa, 3 sierpnia 2016

172. bat na złego sponsora


W jednym mieście mają pomysł na warsztaty dla alkoholików. Warsztatów o trzeźwieniu na bazie Wielkiej Księgi* jest już sporo, a i potrzeby innego rodzaju cisną, czemu by więc nie zrobić czegoś całkiem innego niż do tej pory, za to zdecydowanie bardziej fascynującego? Na przykład warsztaty o błędach sponsorów
Świetnie – mówię – sponsorzy opowiedzą, co robili nie tak i z ich błędów będą mogli skorzystać również inni, nauczyć się, czego nie robić, bo niekoniecznie działa.
O nie, nie, nie o to chodzi – słyszę. – To podopieczni opowiedzą o błędach i nadużyciach, jakich dokonali na nich nieodpowiedzialni sponsorzy!
Aż zamruczałam. Cóż za cudowna sposobność. Doskonały pomysł. Temat nie do wyczerpania. Ja bym na przykład mogła ze szczegółami opowiedzieć, jak to nieczuły sponsor na moje – uzasadnione przecież – żale, po tym, jak zjechała mnie z góry na dół jedna znajoma, bo nie dzwonię, choć obiecałam, zapytał tylko trochę złośliwie: Ale to co, umawiasz się na coś, nawalasz i się dziwisz, że ktoś wierzy w twoje umowy? Trzeźwi ludzie dotrzymują słowa. Podlec i kanalia! Dotknięta byłam do żywego. Przecież to mój sponsor! Powinien brać moją stronę!
I jeszcze bym opowiedziała – o, to świetna historia, tu by już się nie pozbierał – jak mnie oschle i całkowicie bez zrozumienia potraktował. A przecież w AA mówią o duchowym podejściu, mówią o przyjaźni, o bezinteresownej miłości do drugiego człowieka, a alkoholika zwłaszcza! No, więc zgłosiłam chęć pracy nad pewnym zagadnieniem. Dostałam miesiąc na zapoznanie się z materiałami, przemyślenie i spisanie tychże refleksji. Był ostatni dzień roku, jednocześnie ostatni dzień umowy. Około południa dzwonię do sponsora, że sylwester i w ogóle, no i tyle rzeczy jeszcze do zrobienia, grunt badam. A ten, obcesowo, i nieczule: Masz czas do północy. (Jak to, a sylwester?! – zapytała we mnie pierwsza balowiczka Rzeczpospolitej). Tak, o tych niegodziwościach i ewidentnych błędach mogłabym opowiedzieć. Jak można wymagać od człowieka wypełniania zobowiązań (na które sam człowiek się zgodził, zresztą)?! To wręcz nieludzkie.

*


Przyznam, że obrabianie tyłka sponsorom przez obrażonych i oburzonych podopiecznych (często byłych podopiecznych), nie robi już na mnie wielkiego wrażenia. Co najwyżej w kategoriach kultury osobistej, ale umówmy się, AA to nie Wersal. Jest natomiast AA miejscem dla chorych ludzi. Alkoholizm jest chorobą, chorobą umysłową – zrobię wszystko, żeby obronić moją wersję, jakkolwiek absurdalna by była (kto z nas tego nie zna?). Dlaczego miałyby mnie zadziwiać objawy choroby w miejscu, gdzie przebywają chorzy? Podejrzewam, że osoby chociaż lekko przebudzone umieszczą te mrożące krew w żyłach opowieści w odpowiednim kontekście. Ekscytują się nimi, powtarzają je i obrabiają ci, którym bajki o żelaznym wilku są potrzebne. Gdybym nie miała zamiaru wytrzeźwieć i robić tych wszystkich trudnych i nieprzyjemnych rzeczy związanych z 12 Krokami, też łapałabym się każdego pretekstu. Wierzę, że łapie się tego pretekstu choroba. Po prostu jest silniejsza niż pragnienie życia.
Swego czasu krążyło w AA hasło: Nie masz uraz do sponsora? Zmień go! Naprawdę martwiłam się, bo przez pewien okres do niczego nie mogłam się przyczepić. Na szczęście potem zdarzyły się te okropne zachowania mojego sponsora, to podłe niezrozumienie, okrucieństwo w dociskaniu, żebym jednak się wywiązała ze zobowiązania, żebym była lepszym człowiekiem, i już mogłam spać spokojnie, że mój proces trzeźwienia przebiega prawidłowo.

PS. Jedna z moich podopiecznych wyraziła zainteresowanie tymi warsztatami. Nosz ludzie! To przechodzi wszelkie pojęcie!


*Wielka Księga, czyli książka Anonimowi Alkoholicy.

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...