Snów takich dawno nie było.
Przylepiaczy, co to nie chcą wypuścić nad ranem do domu. Tylko o
dośnienie wołają, dodanie ciągu dalszego – wybierz sobie, jaki
chcesz, zanęcają. Pieszczotliwe takie, przymilne, do jakichś
tęsknot dawnych się odwołują, zasysają prawie uschłe z
zaświatów. Coś niby o miłości, o byciu pożądaną, o jakimś
śpiewie łabędzim. Ciągną za ręce, nogi, za włosy do poduszki,
a powieki w dół, to nic że budzik swoje. I trochę im ulegam. Nie
tak, że od razu i całkiem, taka łatwa to ja nie jestem. Troszkę
tylko, jakbym jednak odchodziła do dnia, mimo że z ociąganiem,
niech sobie nie myślą, że mnie namówiły.
No więc przeciągam się i przeciągam
granice łóżka, udaję, że mogę sobie na to pozwolić. A gdy już
wstaję, w porannych rytuałach ślimaczę się i kokoszę. Nie
odczuwam napięcia czasu, pośpiechu, nic mnie nie niepokoi. Do
spotkania w południe mam przecież lata całe. Coś zaczyna do mnie
docierać pod koniec kąpieli – miał być szybki tusz, a zamienił
się w lanie wody (do granicy wanny) i fantazji. I już widzę, co
się zdarzyło, już łapię to oszustwo, które się ukryło pod
warstewką miłego poranka.
Nie mogę skończyć najprostszej
czynności, ciągnie się jak guma, oblepia, zniewala. Zapadam się w
fotel/szafę/toaletkę, bo nie da się przecież być podwójnie. To
fantazjowanie wysysa ze mnie paliwo przeznaczone na moje zwykłe
czynności. Więc uprawiam oszukańczą bilokację. Ale tu, pod
zwykłym nazwiskiem i adresem mnie nie ma. Ja nie żyję! Zatrzymałam
teraźniejszość i obecność, i przesiadłam się do życia innego,
nierzeczywistego, wskoczyłam na przelatującą obok planetę ułudy.
Czego ja tam sobie nie zdążyłam przez tę godzinę zbudować,
jakiego życiorysu, jakich sukcesów przyszłych! (wiem, wiem, sukcesy są
na zanętę, po takiej przerwie musi mnie podebrać, że to niby
takie miłe będzie zawsze, ale ja przecież jeszcze pamiętam, jak
się toczyły tamte filmy, jak zawsze się toczą).
*
I przypominam
sobie – błyskawicznie, bo południe zbliżyło się niebezpiecznie
– ile straconych dni i okazji, znajomości i możliwości,
nieprzeczytanych książek, nieposmakowanych smaków i pocałunków, nieobejrzanych filmów,
niewyuczonych języków, nienapisanych tekstów. No bo kiedy?
Fantazjowanie jest bezlitosne – musisz mu się oddać w całości.
Zgodzi się na minimalne odstępstwo, żeby zachować cię przy
życiu, ale zagarnie całą energię, to, co normalnie można by
nazwać świadomością, a po przejściu na stronę
nierzeczywistości, po uwięzieniu za szybą fantazji, staje się
świadomości karykaturą i jej przeciwieństwem. Nie podejmiesz już
żadnej decyzji poza chroniącymi twój nowy świat – wyobrażoną
planetę, na której zdarzy się to, co sobie tylko wykreujesz, i co
zawsze możesz zmazać gumka i zakleić nową wersją scenariusza. I
jeśli nie zdarzy się jakiś cud, który zepchnie cię z jej
powierzchni, planeta w końcu cię wchłonie. Możesz nawet nie
zauważyć, że wcale nie żyłeś, tylko wyobrażałeś sobie.
Spędziłam tam zbyt wiele lat, żebym
dała się nabrać na ten flirt. Zassało mnie na godzinę, zagapiłam
się, naprawdę zapomniałam, że to istnieje, ale nie oddam jej ani
sekundy więcej!