Włączyłam ostatnio płytę sprzed
lat… Nie mogę przestać słuchać, ale nie mogę też robić przy
niej, obok niej, w tych dniach niczego. Już wiem, dlaczego na długo
przestałam słuchać muzyki. Drapie w gardle, w
brzuchu gniecie, szarpie, coś dziwnego w głowie się roi, przed
oczami jakieś obrazy, coś się wydaje, coś się marzy nawet. Już
prawie zapomniałam jak to jest. I nie wiem, czy chcę do tych stanów wracać.
Bo się ich boję. Jakie myśli we
mnie wyprodukują, jakie tęsknoty wycisną, a przecież mam
spokojne, poukładane życie, jestem racjonalna, wyciszona, rozważna,
niepotrzebne mi kłopoty.
No, więc dobrze, wyłączam. Nie
słucham. Już prawie nie płaczę. A potem dzwoni
do mnie tata i tym swoim chichotliwym głosem mówi, że nie ma siły, tak trudno pochować kurki, które jakaś kuna czy łasica podusiła,
wszystkie, tak smutno, pusto, bo chodziły za nim… jak dzieci. I
śmieje się niby, przepraszająco tak, bo to przecież głupie trochę, tak rozczulać
się nad kurami. A ja sobie właśnie przypominam, bo ten drżący śmiech mi
przypomina, że przecież trzeba się jakoś ubezpieczyć na wypadek
„ej, to tylko drób”. I nagle słyszę pod tym głosem żałosnym
całkiem coś innego. I mówię, tato, wiem, że ciężko…
I myślę, kurwa, tato, nie smuć się, proszę, czuję mocno
twój smutek i samotność, i strach, czuję wszystko nawet przez
folię twoich żarcików. I nie wiem co mam zrobić, i czy mogę coś zrobić? I próbuję nawet spionizować się złością, kiedyś działało, odcinało ten bezdenny żal, że komuś
jest bardzo źle. Myślę, tato, jadę na spotkanie ważne, nie mogę
teraz ryczeć, tusz mi się rozmaże całkiem, nie będą mnie
traktować poważnie, tato! Ale już nie działa. Łatwiej było nienawidzieć albo mieć w dupie.
Bezsilność wobec kłopotów, smutków, lęków rodziców jest strasznie przygnębiająca. Szkoda, że w niektórych sytuacjach łatwiej jest pomóc obcemu niż bliskiemu. :-(
OdpowiedzUsuńKiedyś przyszłam do pracy z oczami podpuchniętymi i czerwonymi od całonocnego ryczenia. Trochę dziwnie na mnie patrzyli panowie dyrektorzy, szczególnie, że dzielimy biuro, ale uśmiechnęłam się i odrzekłam, że w najbliższym czasie tak może być i wszyscy będziemy udawać, że to alergia, bo dodatkowego użalania się nade mną nie zniosę. :-)
Wspieram cieplutko! I zalecam tusz wodoodporny bądź rzęsy fachowo przedłużone. :-)
Wiem, o czym mowa z tym dodatkowym użalaniem. Wystarczy, że ktoś zapyta: "Na pewno wszystko u ciebie w porządku?" Szczęśliwie wokół mnie są raczej osoby, które owszem, wysłuchają uważnie, ale potem wyleją kubeł zimnej wody na głowę :-) Za praktyczną radę - rzęsy - dziękuję.
UsuńIm więcej uczuć, im one głębsze, tym większe ryzyko zranienia albo cierpienia po prostu; czasem ciężkiego do udźwignięcia, a czasem całkiem małego, ale jednak. Ale... to TY wybierasz.
OdpowiedzUsuńNawet wiem, jak sobie sprytnie próbuję z tym radzić. Jak widać - do czasu.
UsuńStare tęsknoty, niby zapomniane marzenia... a może tylko wyparte? Możesz się od nich kolejny raz zdroworozsądkowo odwrócić, ale też zdroworozsądkowo pójść za nimi. O ile godzisz się na ryzyko i ewentualną przegraną.
OdpowiedzUsuńNie da się żyć pełnią życia nie ryzykując, ale sen ma to tylko wtedy, kiedy umiemy oszacować granice tego ryzyka i dopuszczalne straty.
STRASZNE…
UsuńNie słucham muzyki od długiego czasu,nie będę ryzykować kiedy nawet słowa uruchamiają we mnie lawinę uczuć. Dźwięki by mnie zabiły :) Ja robię odwrotnie - maluję rzęsy, wtedy wiem, że nie wolno mi się rozpłakać. Czasami działa.
OdpowiedzUsuńBardzo Cię pozdrawiam. M
U mnie niestety/stety nie działa. Żaden tusz, ulica, tramwaj, galeria handlowa… Muszę z tym żyć :-)
UsuńDziękuję M, również pozdrawiam bardzo
Żeby ten popi...ny łeb dało się wyłączać tak prosto, jak odtwarzacz muzyki!
OdpowiedzUsuńO to, to :-)
UsuńKiedy moje kury kuna zżera to znoszę to z pokorą - tak miało być, widocznie źle kurnik zabezpieczyłem, poprawię to, nie powtórzy się. Cierpię jednak, gdy nieszczęście dotyka Moich Kochanych, zwłaszcza gdy widzę ich łzy, smutek, cierpienie... mówię im, że mnie jest też smutno, że będzie dobrze, że tak miało być, że postaramy się nie popełnić znów tych samych błędów, że pomogę... i modlę się wtedy, mocno się modlę, aby nie cierpieli. Nie wiem jak to działa, ale radość wraca, zawsze wraca - jak na razie...
OdpowiedzUsuńRobert
Dziękuję.
Usuń