W ciągu tygodnia nadeszły wieści i zaproszenia na mityngi z udziałem weteranów, najpierw z jednego krańca Stanów Zjednoczonych, potem z drugiego, wreszcie z Kanady. Co za radość, czyż nie o to właśnie chodziło? Żeby mieć dostęp do doświadczeń ludzi z odległych miejsc, w dodatku dostęp niemal powszechny, bo wypowiedzi będą tłumaczone na język polski.
Jest tylko jeden szkopuł. Wszystkie te spikerki (a możliwe, że i jakieś kolejne, wszak nie wszystkie informacje do mnie docierają) odbędą się w tym samym czasie, tego samego dnia, o jednej godzinie…
W realu kłopot byłby mniejszy – odległość stanowiłaby ostateczne kryterium wyboru – ale online skraca dystans, mogę dotrzeć wszędzie, bez konieczności wychodzenia dokądkolwiek. A to rodzi kłopot. Dla mnie niemały. Kłopot z wyborem. Jakoś, czasami zaskakująco dobrze, radzę sobie z brakiem. Gorzej ze zbyt szeroką ofertą. Konieczność wyboru wciąż rodzi napięcie i dyskomfort – przecież jeśli wybiorę jedno, to pozostałe przepadną. A co, jeśli te pozostałe byłyby ciekawe, wspaniałe, lepsze?
W związku z tym przyszło mi do głowy pewne porównanie – czy mityngi online z ich możliwościami nie otwierają czasem drogi do postawy czy myślenia, (nieco alkoholicznych), które przewijały się przez moje picie: skoro po jednym czy dwóch drinkach czuję się tak wspaniale, to jak bosko mi będzie po sześciu czy dziewięciu?! Ale to margines moich rozważań, wracając do meritum, zapewne najefektywniej, choć wcale nie łatwiej, byłoby zorganizować jedno wydarzenie dla szerszej liczby uczestników. I kolejne, z następnym weteranem-spikerem, w innym terminie, również dla większego grona. Fakt, to wymagałoby dogadywania się i współpracy, czegoś, do czego namawiają Tradycje AA, co pomaga wytrenować pełnienie służby, a co jest tak trudne dla alkoholików, bo większość z nas zapewne znacznie lepiej radzi sobie w samodzielnych zmaganiach niż w pracy zespołowej. Bo jesteśmy bandą solistów, którzy dopiero pod przymusem i dzięki wsparciu Siły Wyższej (która powoli przemienia w nas te egocentryczne cechy), nabierają umiejętności współpracy i współdziałania.
Bardzo mi bliskie, to znaczy znajome, jest pragnienie posiadania najlepszego mityngu/grupy domowej na świecie. Z najciekawszymi tematami, najpopularniejszymi spikerami, największą liczbą uczestników. To takie samo pragnienie, ambicja, jak z pełnieniem służby w AA – chcę odbyć tę służbę (jaka by nie była) najwspanialej, jak nikt jeszcze nie służył, wyznaczyć jej nowy wzorzec, który wystawią potem w banku miar i wag w Sèvres, model, który wpisze się w krajowe, a kto wie, czy nie światowe annały AA. Oczywiście, gdyby ktoś wprost wskazał tę częstą w AA przypadłość, wyparlibyśmy się lub zaśmiali w głos, prezentując pozornie zdystansowaną postawę, lecz… niech rzuci kamień*, kto nie próbował być mistrzem świata w swojej służbie: najbardzej elokwentnym i dowcipnym prowadzącym, oferującym sześć gatunków herbaty, a do kawy bezlaktozowe mleko herbatkowym, gromadzącym najwięcej kapeluszowego hajsu skarbnikiem. O pokorze, wyrażającej się w anonimowości, czyli w umiejętności bycia jednym z wielu, stania w szeregu, jest dopiero w Dwunastej Tradycji. Nie każdy z nas dociera na ten kraniec Programu, nie tak trudno też opuścić tamto miejsce i zapomnieć, o co chodzi w całej tej anonimowej pokorze – przecież w robieniu grupie/intergrupie/regionowi najlepiej nie ma nic złego. A że według własnych standardów i pomysłów… Wszyscy jesteśmy w drodze.
Tylko jak ja mam wziąć udział w trzech różnych mityngach na raz?
* Z tym kamieniem to żart. Proszę niczym nie rzucać, a już zwłaszcza kamieniami, zgniłymi jajami, kalumniami, mięsem i butelkami z trollowym jadem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
204. pompatycznie i obrazoburczo
Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...
-
Mam duży szacunek, a przy okazji sentyment do Meszugowego ujęcia alkoholizmu i Programu 12 Kroków AA (choć dziś już wiem, że to nie jest P...
-
Jest wrzesień, a więc na spotkaniach AA pojawia się temat 9 Kroku i dość kontrowersyjnej (na szczęście nieszczególnie popularnej) metody je...
-
Inspiracją do cotygodniowej godzinnej Ciszy bywają różne teksty, zawsze ktoś coś przyniesie. Dziwią mnie niekiedy te wybory, ale cóż, pow...
Nie chciałam pełnić służby najlepiej, ale mieć najlepszą grupę w okolicy, to chciałam bardzo. :)
OdpowiedzUsuńWiem coś o tym :-)
UsuńTeż początkowo wpadłem w szał słuchania spikerek, ale po kilkunastu mi przeszło.
OdpowiedzUsuńWszystko się powoli uspokaja. Albo – choć to chyba słabsza opcja – powszednieje.
UsuńMityngów on-line jest całe mnóstwo a od nadmiaru głowa boli.
OdpowiedzUsuńMiałem tak jeszcze kilka lat temu, gdy chciałem być wszędzie. Dziś podejmuję decyzję i nie rozmyślam co było na innych mityngach. Każdy mityng na jakim jestem jest najlepszy.
wow
UsuńW ostatnich latach znacznie bardziej niż spikerki, interesują mnie pytania i odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńCiekawe ilu członkom AA nie będzie się chciało wracać na mityngi na mieście.
OdpowiedzUsuńPrzekonamy się zapewne w ciągu najbliższych miesięcy, bo przecież nie od razu. Aczkolwiek trudno będzie o dokładne dane – w końcu AA nie prowadzi statystyk.
UsuńPo co chodzić na mityngi skoro można mieć je w domu? Oszczędność czasu i pieniędzy.
OdpowiedzUsuńOszczędność pieniędzy na dojazd czy kapelusz? ;-)
UsuńPo co w ogóle wychodzić z domu? I po co internet? Jeszcze więcej zaoszczędzonego czasu i pieniędzy.... ;) Mityng z angielska znaczy spotkanie. Niektórzy czują potrzebę i lubią się czasem zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, poczuć. A nawet i posmakować. Albo od rodziny odpocząć. Człek istota społeczna. Nie wiem po co taki jest, ale jakoś tak jest, że nawet pustelnicy co poszli żyć w jaskini na od-ludziu, z Bogiem zazwyczaj gadali i się widzieli, "obcowali" (nie było jeszcze psychiatrii i nikt nie wiedział, że to po prostu choroba psychiczna i że to się leczy psychotropami i zamknięciem). Może w realu inaczej się obcuje niż w necie? Hmm...
UsuńOd ponad roku natrętnie zadaje się spikerom pytanie: Co sądzisz o nowym tłumaczeniu WK"? Przeciez opinia spikera nic nie zmieni.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak uważam. Niekiedy to pytanie jest w dodatku tak kompletnie nie na miejscu… Ale zauważyłam też (również w moim życiu zawodowym), że pytanie świadczy często o pytającym, a mało ma wspólnego z przepytywanym.
UsuńChciałam być najlepszą rzeczniczką Intergrupy:) No cóż, nie byłam. Za to nabrałam troszkę pokory. Dziś uczę się gryźć w język, kiedy mnie nie pytają(bywa ciężko, nie wtrącić swoich"trzech groszy").
OdpowiedzUsuńKiedy stajemy się wreszcie nauczalni, możemy wyciągać wnioski i lekcje znacznie wykraczające poza zakres danego zdarzenia. To w życiu na Programie lubię najbardziej :-)
UsuńMika gdzie jesteś????????????????????
OdpowiedzUsuńAż mi serce zabiło.
UsuńNo właśnie, gdzie ja jestem?
Chciałabym wrócić.