wtorek, 13 lipca 2010

032. pokora jest taka prosta


Wczoraj mityng o pokorze. Intensywny. Poruszający. Padały słowa, których jeszcze kilka dni temu nie rozumiałabym tak dobrze, może przepłynęłyby tylko. Pokora to akceptacja tego, co się dzieje. Rozpacz jest chyba krańcowym wyrazem pychy (och, tak, wiem – jak można jeszcze bardziej dokopywać złamanemu człowiekowi, jak można być tak podłym, by w depresji widzieć ucieczkę, czyli wybór samego chorego…). Nie jest to bunt w czystej postaci, to coś gorszego. Bunt wprost wyrażony zakłada choć minimalną odpowiedzialność, rozpacz – nie. Rozpacz odżegnuje się od niej: ktoś mi to zrobił, świat mi to zrobił, Bóg mi to zrobił…
No więc dobrze, pierwszy raz w życiu świadomie zrezygnowałam z rozpaczy. Wzięłam odpowiedzialność. Tak, to ja. Zrobiłam to sobie sama. Nawet wiem jak i dlaczego. Choć kiedy się działo nie widziałam. I dobrze, że stało się coś, co mnie zatrzymało i zmusiło do spojrzenia na to, co robię, i czy to jest to, czego chcę. I czego ja właściwie chcę. Ponieważ dopiero od niedawna, mimo, co by nie mówić, zaawansowanego wieku, przeżywam pewne rzeczy i sytuacje naprawdę świadomie, ta zadziałała na mnie dobitnie. I wiem, że pewnych błędów już nie popełnię.
Akceptuję moją lekcję.
*
Pokora to prawda o sobie samym. Wstyd, który towarzyszy całe życie. Najpierw, że wszyscy wiedzą, czyją jestem córką, potem, że dowiedzą się, jaka jestem naprawdę, ilu rzeczy nie wiem, nie umiem, że nie jestem w stanie nic zapamiętać, że to, co myślę, co mam w głowie jest takie miałkie. A gdy się dowiedzą – przecież nikt nie chciałby się zadawać z kimś takim. I mimo że minęło tyle lat, tyle pracy, że tyle się wyprostowało i unormalniło, wstyd ciągle umie rozłożyć mnie na łopatki. Więc zamiast powiedzieć co czuję, myślę i dlaczego, co mnie ukształtowało, oddalam się, żeby uniknąć zdemaskowania. Zamiast pokazać, jak bardzo mi zależy, robię wszystko, żeby nikt się nie domyślił. Zamiast dawać, jak tego pragnę, chowam do środka, bo konfrontacja z odrzuceniem daru (choć bardziej z fantazją o odepchnięciu) jest zbyt straszna.
W tym miejscu pokory brak. Jeszcze. Ale coraz bardziej prawda ciśnie mi się na usta i choć boję się strasznie, jednocześnie nie mogę się doczekać wypowiedzenia tego wszystkiego. I uwolnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...