Trafić do Wspólnoty Anonimowych
Alkoholików w listopadzie – przechlapane. Na większości mityngów
pojawia się temat
11 Kroku: Dążyliśmy przez modlitwę
i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem,
jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli
wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia. Przychodzi ktoś
sponiewierany piciem, życiem, sobą, i na dzień dobry dostaje serię
religijnych (niestety, na wielu mityngach jeszcze wciąż) pocisków.
To w 2 Kroku dowiedziałam się, że duchowość i religia są
odrębnymi sprawami. Mogą się stykać, nakładać (religijność
może być konkretnym przejawem duchowości danego człowieka,
jakiegoś, niekoniecznie każdego), ale nie są tożsame.
Szczególnie duchowość AA. To było bardzo ważne, że się
dowiedziałam, bo przez lata w AA wypróbowałam już chyba wszystko,
również religię, i nie działało! I ważne jest nadal, za każdym
razem, gdy trafiają nowi alkoholicy, którzy o Bogu wiedzą, to co
wiedzą, i ta wiedza ich nie ratuje, przeciwnie, doprowadza do
rozpaczy. Gdy na początku słyszałam tak wiele o Bogu, myślałam:
To nie dla mnie, tu mi nie pomogą (całe szczęście, że jest
terapia). Nie dlatego, że nie wierzyłam w Boga. Wierzyłam.
Problem w tym, że wierzyłam. W takiego, który mnie spisał na
straty i czeka na stosowny moment, żeby mnie wykasować. Jak miałam
się komuś/czemuś takiemu poddać? Nie było nikogo, żadnego
sponsora, żadnego trzeźwego weterana, który by mi wytłumaczył, o
co chodzi. Przeciwnie, opowiadali o Częstochowie, Licheniu,
pielgrzymkach i dniach skupienia. A ja dalej swoje: Całe
szczęście, że jest terapia… Czyżby? Problem w tym, że właśnie nie, bo
terapia nie była w stanie mnie uzdrowić, terapia nie dała mi
odniesienia do Siły Wyższej!
Dlatego wkurza mnie, gdy wciąż na
mityngach pojawiają się te opowieści o religijnych praktykach. Nie
dlatego, że mam coś przeciwko religijnym praktykom. Nie mam. Nic mi
do tego, to prywatna sprawa każdego człowieka. Właśnie, prywatna.
Więź z Siłą Wyższą, z Bogiem jest tak intymna i osobista, że
opowiadanie o niej publicznie bywa bolesne. Dla słuchających.
Trzeba wielkiego taktu i uważności, żeby bardziej pomóc niż
zaszkodzić.
Nie przekonują mnie teksty w stylu:
Wyszedł, pewnie chce jeszcze pić! Uważam, że są co
najmniej aroganckie. Zwłaszcza, jeśli na mityngu, z którego ów
niedoszły anonimowy alkoholik wyszedł, nie wszystko było zgodne z
Tradycjami i Preambułą.
Pewnie, że byłoby najsensowniej,
gdyby wszyscy alkoholicy postanawiali rozstać się z nałogiem w
styczniu, kiedy wszystko się zaczyna, kiedy jest najprościej
(stosunkowo), od początku, od podstaw. Ale ci przekorni alkoholicy
tak nie chcą! Przychodzą, kiedy im wypadnie, nawet – o zgrozo – w
listopadzie. I co z nimi począć?
Co z nimi począć? Zaopiekować się. Przed mityngiem, w trakcie, po, a także w czasie między mityngami (choćby telefony). Zaproponować dodatkowy temat mityngu, np. Kroki 1-3.
OdpowiedzUsuńDziś na mityngu było dwóch nowicjuszy. Ani jedna wypowiedź nie dotyczyła Kroku 11, choć po takie tam poszedłem – trudno, ich życie jest ważniejsze od mojej chęci pogadania na określony temat. Ale…
Ale za tydzień, jeśli wrócą, nie będą już nowicjuszami, temat nie zostanie specjalnie dla nich zmieniony, natomiast za tydzień nadal będzie listopad.
Kiedy to zrozumieliśmy, powstała grupa zorientowana na potrzeby nowicjuszy i początkujących. Grupa, gdzie nigdy nie wychodzi się poza tematy początkowe i pierwsze trzy Kroki. I to działa!
Tylko ja (i kilku przyjaciół) „musimy” mieć dwie grupy domowe, bo trudno byłoby zamknąć się do końca życia w temacie Kroków 1-3.
Osobiscie wierze,ze kazdy kto trafil na mityng,trafil wlasnie w takim momencie w jakim mialo sie to stac.Moze nie nalezy sie tak bardzo uzalac nad delikwentem: o jaki biedny,przyszedl na miting a tu TAKI temat.Tak naprawde nie wiemy co,kiedy ido kogo trafi.SILA WYZSZA.Jesli ktos naprawde chce przestac pic to zostanie w AA i pojdzie droga trzezwienia,,jesli nie chce to kazdy powod jest dobry zeby tego nie robic.Na moim perwszym mityngu,ktorego tematem bylo sponsorowanie siedzialam jak na tureckim kazaniu.Uslyszalam slowo sponsor i ucieszylam sie ,ze ktos splaci moje dlugi,ha,ha,ha....bardzo nie chcialam pic wiec zostalam.
OdpowiedzUsuńMoże masz rację, może nie trzeba się zajmować każdym nowicjuszem, może... Ale jest też Tradycja V: "Każda grupa ma jeden główny cel: nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi" i pytanie, czy grupa zrobiła dla nowicjusza to, co należy?
Usuń"Moze nie nalezy sie tak bardzo uzalac nad delikwentem..."
UsuńRacja! Użalać należy się nad Sobą. O ileż to wygodniejsze... :)
Podobno nic nie dzieje się bez powodu. Podobno kiedy uczeń jest gotowy, znajdzie się nauczyciel (sama tego doświadczyłam kilka razy, ale podejrzewam, że innych kilka się nie zdarzyło, bo nauczyciel "nie dotarł"; i pomijam te sytuacje, gdy byłam tylko pozornie gotowa albo miałam mało czyste intencje). Z drugiej strony: ludzie mogą bardzo pomóc, ale mogą też bardzo spieprzyć. Wszyscy w AA nie muszą być super trzeźwi i przebudzeni (to nierealistyczne oczekiwanie, AA nie jest miejscem głównie dla zdrowych). Wystarczy, że zastosują się do Preambuły, do Tradycji, które ogromna większość zna, choćby dlatego, że są czytane na każdym czy prawie każdym spotkaniu. Tylko tyle... Oczywiście, nie muszą, przecież w AA nic się nie musi. Można zostać do końca życia jamochłonem i wyłącznie pobierać.
UsuńSkojarzylam z treścią tego kroku tekst ze św. Augustyna:
OdpowiedzUsuń"Boże, daj mi siłę, abym mógł uczynić wszystko, czego ode mnie zażądasz.
A potem żądaj, czego chcesz."
Na początku małżeństwa wyhaftowałam ten tekst na makatkę dla siebie.
Hahaha... gdybym wiedziała, że Bóg wysłuchuje modlitw, może wybrałabym coś innego...
Początek małżeństwa to chyba nie jest najszczęśliwszy czas na takie zobowiązania ;-) W każdym razie ja potrzebowałam jeszcze dobrych 20 lat, żeby ten tekst miał dla mnie jakiś sens, żeby przestał być pobożnym życzeniem i pustą deklaracją. Strasznie oporna byłam.
OdpowiedzUsuńPrzez"nieuzalanie sie nad delikwentem" rozumiem traktowanie nowego w sposob normalny,bez nachalnosci,z taktem.Nie chodzilo mi wcale o pozostawienie go samemu sobie.
OdpowiedzUsuńTak cholernie mocno i wszędzie piętnowane jest użalanie się nad sobą!
OdpowiedzUsuńA czy ktoś zechciał choć raz napiętnować użalanie się nad Bogiem???!!!
Nabożeństwa i pielgrzymki, bicie się w piersi, bo Bóg tak bardzo cierpi...
Tak mi Go żal, że już nie wytrzymam i muszę się napić!
Och! Bóg jeszcze bardziej cierpi!
Tak mi Go żal, że już nie wytrzymam i muszę się napić!
...
Jak to jest? Bóg miłosierny, życzliwy i nieskończenie dobry katrupi człowieka poczuciem winy?
A może tylko jacyś popieprzeńcy kreują takiego Boga?
Bo czy Bóg stworzył świat niedoskonały po to aby go masakrować poczuciem winy???!!!
No nie, oczywiście wszystko było od początku doskonałe! Tylko w takim razie dlaczego stało się niedoskonałe? Aaa, "wolna wola". A może ta "WOLNA" wola nie jest taka wolna, nie jest taka doskonała... bo może brak, jej siły, wiedzy, działa pod przymusem?
...
Świat jest ułomny, my jesteśmy ułomni, Bóg tak stworzył świat aby był ułomny, i do jasnej cholery nie nam się za to obwiniać! Skoro nie nasza wina, to i nie nasz wstyd, a skoro nie ma wstydu, to i złego samopoczucia, a skoro czujemy się dobrze to po cholerę pić?! Żeby spieprzyć nasze dobre samopoczucie?!
Znajomy ordynator oddziału psychosomatycznego wyznał mi kiedyś w rozmowie, że najwięcej pacjentów trafia do niego na wskutek traumy po spowiedzi (głównie depresje, samobójstwa, zatrucia alkoholowe, ...) .......
Podobną opinię – że ogromne spustoszenia w psychice pozostają po kościelnej tresurze – znalazłam w jednej z moich ulubionych książek psychiatry, Scotta Pecka. Kiedyś też mówił o tym Wiktor Osiatyński: poczucie winy (a jego niestrudzonym producentem jest KK) jest doskonałą glebą do picia, do uzależnienia. Było to również moim udziałem, choć psychozy uniknęłam...
Usuń