Przyłapuję się jeszcze czasem
na dawnych nawykach myślowych, na przykład oczekiwaniu nagrody za pracę i rozwój
na poziomie 180 procent normy (tak skromnie to sobie wyliczyłam). A tu guzik,
nul, dupa, zero! Wiercę się troszkę, bo odkrywam, że nie jest jeszcze super ekstra,
że pogoda ducha mnie nie unosi nad ziemią szarym pyłem pokrytą. Czekam, aż
będzie, aż zacznie. Boczę się nawet odrobinę, że zwleka. Zastanawiam, co poszło
nie tak, co zaniedbałam, gdzie mogę jeszcze wrazić łapkę i przykręcić,
pokierować. No, i wtedy nadchodzi otrzeźwienie. A kto powiedział, że będzie lepiej? A skąd pomysł, że to, co teraz nie
jest właśnie tym najlepszym? A może jutro albo za miesiąc czy rok zdarzy się
coś, co każe wspominać ten czas jako cudowny? Może pora pożegnać się z wizją
szczęśliwości, opartej na dolce far niente?
Od kilkunastu miesięcy
sprowadzam się na ziemię, prostuję powykrzywiane przekonania, zapoznaję z
rzeczywistością. Prawie każdy dzień przynosi nową naukę w temacie „Bo mi się
wydawało…”. Lubię, gdy przestaje się wydawać. Choć czasem to wybicie ze snu
rozczarowuje. Fakt, nierealistyczne oczekiwania rodzą rozczarowania. Tyle że
kiedyś rozczarowania spotykały mnie (były
przeze mnie perfekcyjnie organizowane, ale mój udział był przede mną samą - przeze mnie samą - skrzętnie ukrywany) na każdym kroku. Często te same, na ten
sam temat. Nie wyciągałam wniosków. Myślałam: może tym razem albo tym razem
już na pewno. Nic z tego! Mówią, że objawem obłędu jest oczekiwać odmiennych
rezultatów przy tych samych działaniach. Co z tego, skoro uważałam, że ja żyję
na innych prawach. Mi się uda! Tak, byłam szalona. Ale nadszedł czas pobudki z
tego szalonego snu. Z przewietrzonymi przekonaniami życie wydaje się
zdecydowanie prostsze i zdecydowanie mniej boli. Może to jest ta nagroda? Pewnie
nie będzie piętrowego tortu bezowego z różowym kremem. Ale coś chyba będzie???
Mój syn znowu przyćpał.Ja po raz pierwszy w jego 32 letnim życiu nie poczułam paniki,niechęci do niego.W moim sercu znalazł się smutek i spokój i myślę(wiem),że to jest ta nagroda.
OdpowiedzUsuńSmutny spokój uznanej bezsilności?
UsuńBywa i tak, że boli bardziej. No i co w związku z tym? Ano... nic. :-)
OdpowiedzUsuńNie tyle chyba chodzi o rozmiar bólu i jego odczuwanie (bo jak to zmierzyć, jak porównać?), co o postawę wobec niego. Jeśli godzę się na rzeczywistość - ból jest częścią rzeczywistości - nie szarpię się we wnykach, to... ten ból mniej boli :-)
Usuń