Napisałam niedawno o
Piątej Tradycji AA, ale wyszło mi dość… ciężko. Postanowiłam więc trochę rzecz
skrócić i uprościć. Bo chodzi w tym przecież o sprawy bardzo proste i realne sytuacje,
a nie żadne wydumane teorie czy abstrakcyjne historie.
Każda grupa ma jeden główny cel:
nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi.
Tradycja Piąta AA
Tradycja Piąta AA
*
W skrócie, tradycja ta
określa zakres działalności Anonimowych Alkoholików. Dlaczego mówi tylko o
jednym celu? Bo lepiej robić jedną rzecz dobrze niż zaledwie jako tako działać
na wielu frontach. Tylko jeden cel, by nie rozpraszać się i nie tracić z pola
widzenia tego, co najważniejsze. (Tego akurat Anonimowi
Alkoholicy nauczyli się z historii i na błędach Towarzystwa Waszyngtona: wszystko
szło dobrze, póki Towarzystwo skupiało się na pomocy osobom uzależnionym od
alkoholu, ale sukces w jednej dziedzinie podsunął pomysł na kolejne rejony aktywności;
gdy do alkoholizmu dołączyły inne, nie mniej palące problemy społeczne, okazało
się, że nie tylko nie idzie świetnie, ale wręcz kurczy się zdolność realizacji pierwotnego
celu).
*
*
Czym jest i jak brzmi owo posłanie? Wszak by coś nieść, warto najpierw wiedzieć, co
to ma być. Najprościej rzecz ujmując, posłanie AA to przekaz nadziei: Jest sposób! My, Anonimowi Alkoholicy mamy
rozwiązanie problemu i sposób na życie bez alkoholu, w dodatku życie lepsze niż
dotychczasowe. Nam się udało.
Kolejne pytanie: Kim jest alkoholik, który wciąż jeszcze cierpi?
Najprościej sprowadzić rzecz do uzależnionych od alkoholu ludzi, którzy nie
mogą przestać pić, nie widzą dla siebie szansy. W początkach Wspólnoty jej
członkowie wyciągali takich alkoholików z knajp i barów, znajdowali
„beznadziejne przypadki” w szpitalach miejskich. Dziś jest łatwiej, wielu
alkoholików przychodzi do AA samodzielnie, ale jest wielu takich, do których
trzeba dotrzeć z informacją, że jest szansa na zmianę, na wyzdrowienie. Dotrzeć
w rozmaity sposób: przez profesjonalistów (lekarzy, policję, pracowników
socjalnych, więziennictwa, pedagogów, psychologów, nauczycieli), ulotki
informacyjne, ogłoszenia, wreszcie wizyty w izbach wytrzeźwień, na detoksach,
szpitalach. Ale cierpiący alkoholik to przecież nie tylko nowicjusz, który
nigdy wcześniej nie zetknął się ze Wspólnotą AA i jej Programem 12 Kroków.
Coraz częściej cierpiących alkoholików, tyle że już wiele lat niepijących spotykam
na mityngach. W ich przypadku często nie chodzi o zaprzestanie picia, bo to już
przecież potrafią. Byc może ważniejszy staje się przekaz: Można dobrze, satysfakcjonująco żyć bez alkoholu. Rozwiązanie też
mają Anonimowi Alkoholicy, i to od ponad 70 lat!
*
W grupach wiele się mówi
o zdrowieniu, gorzej, gdy to jedynie pusty slogan, za którym nie idzie
konkretne działanie. Nie chodzi bowiem wyłącznie o zdrowienie „nasze”, czyli
tych, którzy już członkami grupy są, bo doświadczenie AA pokazuje, że „nasze”
zdrowienie opiera się wyłącznie na pomocy potrzebującym. Bez „przekazywania
dalej” nie ma trzeźwienia. Jeśli grupa nie przyciąga nowicjuszy, nie stara się
informować o sobie – sens jej istnienia jest delikatnie mówiąc dyskusyjny. Mało tego –
wątpliwe jest jej „uzdrawiające działanie” na własnych
uczestników. Nie jesteśmy, jako cała Wspólnota AA i jako jakakolwiek oddzielna
grupa, klubem zamkniętym, skupiającym się tylko na własnych członkach. W
praktyce to wcale nie musi wyglądać aż tak ewidentnie, to byłoby zbyt
oczywiste, zbyt przerysowane. Wystarczy nie być otwartym, czyli wrażliwym na
obecność nowicjuszy. Wystarczy ich jedynie „tolerować” i nie robić nic więcej.
Można jeszcze przy tym deklarować, że nowicjusz jest tu – na naszym mityngu –
najważniejszy, można się ograniczyć do opowieści o własnych początkach, ale
jeśli za tym nie pójdzie konkretne działanie, jeśli po mityngu lub w przerwie
nowicjusz będzie stał samotny pod ścianą, patrząc jak paczka kumpli z AA
świetnie się bawi opowiadając sobie kawały, to… może nie zobaczyć w tym miejscu
dla siebie szansy na przeżycie. Ale nawet jeśli jedna osoba na mityngu zajmie
się nowicjuszem, ale grupa nie jest na nowicjuszy nastawiona (nie daje
rozwiązań problemu alkoholowego, nie mówi o Programie 12 Kroków AA, nie
przestrzega pozostałych Tradycji), efekt będzie podobny – nowicjusz nie wróci,
zniknie lub zostanie w przekonaniu, że jedyną ofertą AA, jedynym, na co może w
AA liczyć jest abstynencja. Nie mówiąc już o takich sytuacjach, gdy grupa
„wysyła” nowicjusza na terapię odwykową, a więc niesie posłanie dość zagadkowe.
Co zatem trzeba by robić,
żeby alkoholik dostał to, do czego każda grupa AA jest powołana? Dzielić się
doświadczeniem, ale uwaga! doświadczeniem AA, które mówi, że jeśli jeden
alkoholik rozmawia z drugim o swojej chorobie (identyfikacja), to istnieje
ogromna szansa, że się nie napije, oraz że jeśli postawi (czyli wykona)
proponowane przez AA Kroki (opisane dokładnie w Wielkiej Księdze, a także w
12x12), to zostanie uzdrowiony z alkoholizmu.
Przestrzeganie tej zasady
– Piątej Tradycji – winno być oczywistością: jeśli nie będziemy pomagać innym
cierpiącym na chorobę alkoholową, sami zginiemy. Jednak rozłożenie
odpowiedzialności (w grupie są inni
alkoholicy, niech oni to robią, ja sam nie muszę się angażować) sprawia, że
konsekwencje takiej postawy nie od razu są widoczne i odczuwalne (przez co mogą
nie być wprost łączone z przyczyną, a niezdolność łączenia przyczyn ze skutkami
jest zdaje się dość częstą przypadłością wielu alkoholików, jeszcze z czasów
picia, a nierzadko i uzależnienie poprzedzających). Konsekwencje dla
pojedynczego AA, który odpuszcza odpowiedzialność, i dla poszczególnych grup,
gdy w mieście/okolicy działa ich więcej. Jakie są te konsekwencje? Jeśli osobiście
nie zaangażuję się w przekazywanie rozwiązania problemu alkoholizmu, to moja
własna trzeźwość (co rozumiem jako sensowne, dobre, pełne życie) stoi pod wielkim
znakiem zapytania.
*
Tradycja ta podpowiada mi
też, jak mogę najlepiej służyć mojemu otoczeniu, społeczeństwu. Skąd mogę
czerpać satysfakcję i poczucie pełni życia. Bo już teraz widzę wyraźny związek
między poczuciem sensu a byciem potrzebną i pożyteczną/użyteczną. Wystarczy, że
wykorzystam moje talenty, zdolności i mocne strony do niesienia posłania AA.
Mogę to robić w sposób, jaki potrafię: w relacjach osobistych, jako spiker,
mogę o tym pisać, śpiewać, nakręcić film. Ale mogę tę Tradycję potraktować
jeszcze szerzej, jako wezwanie do wykorzystania moich zdolności na rzecz mojego
otoczenia. Bezinteresownie i najlepiej jak potrafię.
Dobra robota! :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Czasami w robocie dobre jest to, że została po prostu wykonana. Niekiedy mam wrażenie, że to jedyna wartość, ale dziś już wiem, że mimo wszystko wartość.
OdpowiedzUsuń