Grupa AA nie powinna popierać,
finansować ani użyczać nazwy AA żadnym pokrewnym ośrodkom ani jakimkolwiek
przedsięwzięciom, ażeby problemy finansowe, majątkowe lub sprawy ambicjonalne
nie odrywały nas od głównego celu. Tradycja 6 AA
*
Nie będę w tym miejscu
powtarzać opowieści o doświadczeniach początkującego AA z nieudanymi próbami
powiązania Wspólnoty z medycyną (szpitale) czy inną okołotrzeźwościową
działalnością (kluby, ośrodki). O tych doświadczeniach można przeczytać w
książkach 12 Kroków i 12 Tradycji i Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość.
Osobiście miałam styczność z dwoma „problemami”: zbyt bliskimi powiązaniami AA z
Kościołem katolickim oraz urzędami państwowymi: samorządowymi, gminnymi,
miejskimi, dzielnicowymi, czyli próbą umoszczenia AA gdzieś pomiędzy wójtem a
plebanem. Zdaje się, że w polskich realiach AA (czy to z powodów ekonomicznych, czy może pewnej niechęci i braku świadomości, czy wreszcie uwarunkowań
gospodarczych i ustrojowych) ciągle jeszcze np. w kwestiach wynajmu sal na swoje
spotkania musi korzystać z pomocy czy też dobrej woli przedstawicieli władz
miasta, gminy, dzielnicy, zarządców/kierowników ośrodków terapeutycznych,
szpitali, przychodni oraz Kościoła katolickiego (rzadziej innych wyznań). I
wszystko mogłoby być w porządku (realne koszty utrzymania i kwestie faktycznej
niezależności finansowej AA to już temat kolejnej, Siódmej Tradycji), gdyby na
ustaleniu jasnych zasad, uwzględniających nasze Tradycje, się kończyło. Gorzej,
gdy komuś się nagle zacznie wydawać, że skoro użycza Wspólnocie sali na
spotkania, to członkowie Wspólnoty w sposób oczywisty i poza umową (bo udział w
pewnych działaniach, np. remoncie może być wcześniej ustaloną przez strony formą „odpłatności” za salę)
włączą się np. w remont budynku (fizycznie lub finansowo), będą chodzić z
petycją w jakiejkolwiek sprawie czy też opowiedzą się po którejś (oczywiście
tej jedynej właściwej) stronie w jakimś sporze. Gorzej, gdy niektórym członkom
Wspólnoty AA zacznie się wydawać, że nie ma w tym niczego złego. No, bo czy to
by komuś zaszkodziło? Nie, pomoc przy remoncie sali, z której korzystamy niemal
za darmo albo wsparcie społeczności, z którą się znamy i czujemy się z nią
związani nie jest niczym złym, a wręcz może być pożyteczne i rozwijające, pod
warunkiem wszakże, że to wszystko będzie robił „cywilny” człowiek, a nie
członek Wspólnoty AA. Jan Kowalski tak, ale już Janek, alkoholik z AA
niekoniecznie. Z bardzo prostej przyczyny – jeśli jako cierpiąca alkoholiczka przychodzę
na mityng, który ma ratować mi życie, i słyszę tam, że muszę dać pieniądze na
kościół, muszę poprzeć lokalnego kandydata na stanowisko burmistrza, a ja nie
mam zamiaru nikogo i niczego popierać, tym bardziej, że chwilę wcześniej
przeczytano mi Preambułę AA, która mi to gwarantuje, to zaczynam się
zastanawiać, czy chcę tu należeć, czy to naprawdę miejsce uczciwe, czy też
kolejne takie, w którym głoszone zasady to jedno, a realne czyny – coś zupełnie
innego. Przecież powiedzieli, że za swoją pomoc niczego ode mnie nie będą
chcieli, że to bezinteresowne. I naprawdę nie interesuje mnie czy ksiądz tej
parafii jest dobroczyńcą dla alkoholików albo czy kandydat na burmistrza
zafundował alkoholikom z grupy wyjazd do Lichenia, Częstochowy czy nad Solinę.
Poza tym, ja naprawdę mam prawo mieć resentyment do kościoła katolickiego oraz
do konkretnej opcji politycznej, reprezentowanej przez owego kandydata. Bo moje
poglądy nie mają absolutnie żadnego wpływu na moją przynależność do AA
(gwarantuje mi to przecież Trzecia Tradycja).
*
Jest jeszcze jedna
sprawa, która może być równie istotna – wizerunek Wspólnoty (a co za tym idzie
– jej skuteczność) w społeczeństwie. Powiązanie z jakąkolwiek opcją polityczną,
religijną, filozoficzną i ideologiczną powoduje, że przeciwnicy tej opcji (a
zawsze są jacyś przeciwnicy każdej opcji) być może nigdy nie skorzystają z
pomocy AA, nie będą Wspólnoty brać pod uwagę. Ale to nie wszystko. Kojarzy mi
się pewien obrazek: huczne obchody okrągłej rocznicy powstania pewnej grupy AA;
po uroczystej mszy i czymś w rodzaju mityngu rocznicowego pełnego podziękowań
lokalnym działaczom miejskim, członkom/pracownikom urzędu gminnego,
burmistrzowi i dyrektorowi miejscowego ośrodka leczenia uzależnień, wszyscy
obecni, członkowie Wspólnoty AA oraz goście, są proszeni na skromny poczęstunek
(wcześniej, w podziękowaniach dowiadują się, że poczęstunek sponsorowany jest przez
urząd gminy), przechodzą do części ogrodu, gdzie pod białymi parasolami czekają
już zastawione jedzeniem i napojami stoły. Czy na pewno nikogo nie zdziwią i
nie będą razić reklamowe napisy na białych parasolach? Napisy, będące
przypadkiem logo jednego z większych w kraju browarów. Być może alkoholicy to
przełkną bez większego problemu, ale… czy naprawdę warto ryzykować, by jakiś
niezwiązany z problemem alkoholowym człowiek, z natury trzeźwo myślący nie
zaczął się zastanawiać, czy ci alkoholicy faktycznie są ludźmi
odpowiedzialnymi, kierującymi się zasadami, jak sami głoszą w swoich gorących
opowieściach o zmianie, jaka zaszła dzięki AA w ich życiu? Czy zjedzenie
kiełbasy i wypicie oranżady pod reklamą alkoholową jest grą wartą świeczki? Czy
to aby na pewno nie szkodzi wizerunkowi AA? Owszem, każda grupa jest
niezależna, co gwarantuje jej Czwarta Tradycja, ale z tym drobnym
zastrzeżeniem, które w tej konkretnej sytuacji jest chyba przekraczane – bo to jednak
dotyczy AA jako całości.
I o to właśnie chodzi.
OdpowiedzUsuń