piątek, 13 marca 2015

143. Bóg i niepokój, czyli cała lista pytań


Zostaliśmy stworzeni, mając w sobie wewnętrzny niepokój i wezwanie do otwartości na ryzyko i obietnice, które niesie ze sobą druga połowa życia. W każdym z nas jest „dziura” wielkości Boga, która czeka na wypełnienie. Bóg stwarza właśnie to uczucie niezadowolenia, które tylko łaska, a w końcu miłość Boga mogą zaspokoić.
Spadać w górę, R. Rohr

Chciałabym dożyć czasów, gdy słowo „Bóg” nie będzie wymagać wstępu i wyjaśnienia, o co mi chodzi i co mam właściwie na myśli, a wypowiedziane w normalnej rozmowie nie wywoła grymasu zażenowania lub pobłażliwych uśmieszków na twarzach interlokutorów, bo nie będzie się kojarzyło z jedynym słusznym (czy też jedynym niesłusznym) kierunkiem, z jedną opcją, z kościołem, w dodatku wiadomo którym… Chciałabym, ale obawiam się, że to nierealistyczne pragnienie (mimo wszystko nie będę za każdym razem dodawać jakkolwiek Go pojmuję albo zamieniać na Siłę Wyższą).   Ponieważ jednak nie żyję ani w takich czasach, ani w sprzyjającej szerokości geograficznej, a wstęp już w zasadzie poczyniłam, mogę przejść do rzeczy, z nadzieją, że indywidualny stosunek Czytelnika do tego słowa nie stanie się nieprzychylnym filtrem, blokującym przesłanie tych rozważań.

*


Poruszyło mnie mocno to zdanie o dziurze wielkości Boga. Poruszyło to o niepokoju. Bo dziurę w sobie namierzyłam dawno temu, a i niepokój odzywa się co jakiś czas. Ledwie nadrobię, zapracuję na chwilę spokoju i satysfakcji, a tu już mnie dźga w tyłek, jak kolcem jakimś: dalej, jeszcze, więcej, inaczej, nie tu, szukaj… Co chwila znajduję się w punkcie zwrotnym. I bardzo mi się to nie podoba. Bo nie lubię tego stanu niepokoju, tego wewnętrznego rozedrgania, lęku chyba też – co będzie, co powinnam zrobić, jaką podjąć decyzję, którą drogą pójść? Bo ja bym wolała trochę prościej. Ale nie wychodzi. Gdy przeczytałam o tej dziurze wielkości Boga, pomyślałam natychmiast, że ten mój Bóg musi być naprawdę wielki, bo czasem mam wrażenie, że między konturem mojej postaci a dziurą niczego prawie nie ma. I czego On tak ciągle ode mnie chce? Gdzie mnie wiedzie, ku czemu? Przecież wie, że się boję. Umieram ze strachu czasami. Szczególnie umieram, jak mam gdzieś wystąpić, a tu co chwila mi każą gdzieś wystąpić. Szczególnie mi niewygodnie, jak mam gdzieś pójść, we wspaniałe, prestiżowe miejsce, do którego przecież nie pasuję, w każdej chwili mogę usłyszeć: A pani tu w jakiej sprawie? Ale inni jakby tego nie widzą, mówią: Chodź i Bądź. I jak ja mam to rozumieć? Że skoro się boję to mam odmawiać, bo to nie dla mnie? A może mam posłuchać, jak mi mówią: Bój się i rób? Może mam robić, trenować i się nauczyć? Skąd mam to wiedzieć?
Skąd mam wiedzieć, czy moje miejsce jest tu, w tym mieście czy może w całkiem innym, nie-mieście w dodatku? Nie wygodnie mi tu, przeniosłabym się, ale znowu lęk – bo jak wyjadę to raczej już nie wrócę. Mam iść do pracy, takiej, co to kiedyś ona mnie nie bardzo, a i ja niekoniecznie?  Bo się właśnie ta praca odezwała i to w momencie dla pracy sprzyjającym? Przecież miało być chyba inaczej, przecież wydawało mi się, że otwiera się całkiem nowy rozdział? Mam trzymać się „tego świata” pełnego błyskotek i niespełnionych obietnic, który mnie męczy strasznie i nudzi trochę, czy odpuścić sobie i zszarzeć, odsunąć się na spokojny margines, co byłoby szalenie pociągające, gdyby nie strach, że odpadnę za bardzo, bez szans na powrót, gdybym jednak zechciała?

Tych niewiadomych, co to dopraszają się o wyjaśnienie, jest zbyt dużo naraz. Ale może tylko według mnie zbyt dużo? Może to moje wygodnictwo? A może to wszystko dzieje się bez żadnego porządku, ot, tak, po prostu, bez znaczenia, bez związku? A ja się głowię, dwoję i troję, w myśleniu, w kombinowaniu, niepotrzebnie, bo przecież i tak nie skalkuluję, nie umiem tego na szerszą skalę i dłuższą metę. Jedyna pociecha, że to Bóg jest producentem tego niezadowolenia, więc może coś sensownego z tego wyjdzie, a jak teraz źle wybiorę, to wierzę, że będzie kolejna szansa.

7 komentarzy:

  1. Dziwny kraj... Niewątpliwie katolicki skoro katolików jest tu ponad 90%, ale z jakiegoś powodu spora część tych katolików przejawia wyraźną alergię na katolicyzm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwny, to prawda. Dobrze, że istnieje ten fantastyczny warunek: "jakkolwiek Go pojmuję", myślę, że pozwolił wielu tysiącom alkoholików nie umrzeć!

      Usuń
  2. Z ostatnim akapitem skojarzyło mi się zasłyszane gdzieś przysłowie: „Jeśli idziesz złą drogą, to pamiętaj, że Pan Bóg pozwala zawracać”.

    Dobrych wyborów życzę, a jeśli okażą się inne, to... zawsze można skorzystać z powyższej mądrości. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja usłyszałam niedawno, że mamy całe życie na naukę. I już nie rozumiem tego po cwaniacku, że mogę zacząć się uczyć po 60. Jeśli popełnię błąd – wyciągnę wnioski na przyszłość. Na szczęście już umiem wyciągać wnioski.
      Dziękuję Pelagio za życzenia, przesyłam serdeczności :-)

      Usuń
  3. Dziękuję. Jeszcze jakiś czas temu dość sceptycznie podchodziłam do Obecności Boga w moim życiu. Wiedziałam, że On jest, że chce dla mnie dobrze ale ciągle próbowałam po swojemu. Chciałam wierzyć ale tylko ,,tak trochę,,, zostawić sobie przestrzeń do której On nie ma wstępu. Wszystko zaczęło się zmieniać po spowiedzi generalnej z mniej udanej części mojego życia. Potem zaczął mi ,,podsuwać,,do czytania atrykuły, które trafiały prosto w moje puste lub potrzebujące naprawy miejsca. Zaczęłam wierzyć,że nic nie dzieje się przypadkowo. Przeczytałam gdzieś, że jak Cię już Bóg złapał, to nie puści, dopóki nie wyprostuje Twojego życia. I uchwyciłam się tego wszystkimi kończynami. Pozdrawiam i życzę dobrego życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna opowieść o ufności…
      Ciepło pozdrawiam

      Usuń
  4. Nie wiem czy dozyje czasow kiedy slowo Bog nie bedzie wymagalo objasnienia.Mam obawy,ze ten swiat slowo Bog chce wykluczyc ze slownika i wtedy nie bedzie juz czego objasniac.Wierze,ze Bog jakkolwiek pojmowany,jakkolwiek nazywany jest jedna i ta sama istota.Mam nadzieje, ze nigdy nie przestanie niepokoic mojej duszy watpliwosciami,niepokojami.Mam nadzieje,ze nie przestanie mnie napominac,chociaz to czasem wkurzajace.Wkurzajace bo zaledwie uda mi sie poczuc ciepelko,ledwie sie zdaze zagniezdzic w pieleszach spokoju,a juz JEST mnostwo pytan na temat:" czy to aby o to chodzi?"I chwilke odpoczywam i zabieram sie do roboty,ale przyznaje sie,ze bez pospiechu.Pozdrawiam wszystkich,Basia.

    OdpowiedzUsuń

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...