Uczymy się w drodze. Mówią o tym
mity, mówią baśnie i kino drogi. Mówi Homer i Hesse, i stu
innych. Ale wiem też, że można wyjechać i przespać całą
podróż, prześnić, przegapić. Można też się wybrać na drugą
stronę ulicy i odkryć Amerykę!
Ostatnie podróże nie wywróciły wprawdzie mojego świata do góry nogami, nie były też specjalnie dalekie,
ale były niesamowicie inspirujące. Poznałam ludzi, którzy
otworzyli przede mną nowe przestrzenie, odsłonili niewidoczne
dotychczas widoki. Nauczyłam się kilku rzeczy i wcale nie były to
rzeczy, których się spodziewałam, po które jechałam.
*
Byłam na warsztatach sponsorów. Fajna
sprawa, która mogłaby pomóc nam wszystkim (zainteresowanym)
pomagać/służyć lepiej i sensowniej. Ale czy to jakaś supernowa
inicjatywa? Skądże! Alkoholicy – miałam szczęście poznać
kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu takich – lubią pomagać, lubią
się dzielić doświadczeniem, lubią odpowiadać na pytania i
wspierać. Moje pierwsze „warsztaty sponsorowania”, jakieś
cztery i pół roku temu, to było właśnie coś
podobnego: przyjechało paru doświadczonych sponsorów i opowiadali,
na czym ta robota polega, po co to w ogóle jest, jakie mogą się pojawić problemy i
dylematy, i gdzie szukać rozwiązań. Dla mnie tamte warsztaty były
szczególne – dzięki nim zaczęłam przygodę z Programem. Bywałam
później na wielu warsztatach, które nazywały się podobnie, ale
były czymś innym. Nie mówiło się na nich o tym, jak sponsorować,
jak nie tylko sensownie pomagać, ale i nie krzywdzić, choćby
niechcący (celowego krzywdzenia nie biorę w ogóle pod uwagę, bo
to nie mieści mi się przy zestawie sponsor–podopieczny w
głowie). Mówiło się za to o Programie. Też fajnie, tylko trochę
nie na temat… Nie na temat warsztatów.
Spotkałam się z opinią, że
takie spotkania i wymiana doświadczeń są zbędne. Przecież jeśli
mam sponsora, to on mi wszystko powie. Hm… Ufam mojemu sponsorowi i
uważam, że jest naprawdę wspaniały i mądry. Czy jednak pomysł,
że będzie znał odpowiedzi na wszystkie pytania świata, będzie w
stanie ogarnąć wszystkie sytuacje, jakie mogą się zdarzyć, nie
jest czasem nierealistycznym oczekiwaniem? Trochę tak jak w
przedszkolu: Mój tata jest najmądrzejszy i najsilniejszy, on wam
wszystkim pokaże! Jeśli moja podopieczna ma długi albo narkotyzującego się syna, ja jej nie będę w stanie służyć pomocą i
radą w tych tematach, bo zwyczajnie nie mam w nich doświadczenia.
Nie będę zmyślać. To, co mogę zrobić, to znaleźć kogoś, kto
miał podobne trudności i sobie z nimi poradził, i skontaktować ją
z tym kimś. Mogę jej też podpowiedzieć, żeby szukała ludzi,
którzy poradzili sobie z podobnymi problemami. Jasne, mogę też
powiedzieć: Ej, ja jestem tylko od Programu (to prawda, sponsor jest
od przeprowadzenia podopiecznego przez Program, ale jeszcze nie
spotkałam się z realizacją Programu w oderwaniu od życia, bo
Program realizuje się w codziennych sytuacjach życiowych, a nie na spotkaniu ze sponsorem,
przy stole obłożonym książkami i zeszytami, choć i to się przydaje), ta cała reszta mnie
nie obchodzi. Mogę tak powiedzieć, tylko… czy jeśli przychodzi do mnie
koleżanka/siostra/inna niż podopieczna alkoholiczka i zapyta o
radę, czy jej również powiem, że mnie nie obchodzi, nie jestem od
tego? Jasne, nie będę udawała, że się znam, jeśli się nie
znam. Ale jeśli przez coś przeszłam, powiem, jak było. Czy innym
mogę mówić, a tylko podopiecznej nie, bo między nami ma być
Program i tylko Program? Co mogę, a czego nie? Co jest dyskusyjne? Co jest niebezpieczne?
Niełatwe to sprawy. I właśnie od takich
niełatwości, od konsultacji, rozmów, pytań, wymiany doświadczeń mogą być spotkania takie,
jak warsztat sponsorów. Nie sądzę też, by trzeba było czekać, aż znowu
ktoś coś zorganizuje. Ja bardzo się cieszę, że mam taką siatkę
znajomych/przyjaciół, do których mogę zadzwonić, poradzić się,
popytać – czy mieli do czynienia z takim przypadkiem? Jak sobie
poradzili? A może znają kogoś, kto sobie poradził? Po to jesteśmy
wspólnotą, żeby korzystać ze zgromadzonego przez lata
doświadczenia. I ze wsparcia.
*
Druga podróż otworzyła mi oczy
w kwestiach mojego rozwoju osobistego. To takie wspaniałe usłyszeć,
że mam całe życie do nauki. Że mogę popełniać błędy (choć przydałoby się też uczyć i wyciągać z nich wnioski). Że zacząć można nawet po 40. Po 50. również. Wierzę, że i po 60., ale szkoda mi marnować 20 lat, żeby
się przekonać, czy też zadziała. I jeszcze co najmniej jedno:
nawet obcy człowiek jest w stanie tchnąć we mnie iskrę. Jednym
słowem, jedną propozycją. Wróciłam odmieniona. Ale ważne jest
jeszcze coś – ja też jestem w stanie tchnąć w kogoś iskrę.
Bezinteresownie. Czasami bezwiednie. I to jest fantastyczne odkrycie.
Życzę Wam wielu owocnych podróży. I
wielu cudownych iskier!
tchnąć w kogoś iskrę - to najcenniejsze doświadczenie, z pokorą i bez zbędnego patosu!
OdpowiedzUsuńtym, co dziś napisałaś, dodałaś mi wiary, a to jak żywa iskra i zadbam o nią, by nie zgasła - dzięki!
dorka
dziękuję, dorko. ciepło pozdrawiam.
UsuńCodziennie, na całym świecie, alkoholicy pomagają sobie nawzajem - dobrze, że była okazja, by uczyć się robić to lepiej.
OdpowiedzUsuńWesołych i Pogodnych Świąt , pogody ducha :)
OdpowiedzUsuńto byłem ja Artur A :)
Wszystkiego wiosennego :-)
Usuń