Wśród tych, którzy podsumowania roczne robili, gdy mało kto podsumowywał, zapanowała, jak widzę, moda na deklaracje o odejściu od ewaluacji (no, najwyżej tylko małe podkreślenie, złota myśl, ot co, żeby tak całkiem z obiegu nie wypaść), ponieważ wśród mas szerokich z kolei roczne raporty i plany nabrały powabu en vogue. I teraz jestem w kropce: przyznać się do skąpego, macoszego bilansu (wynikającego z czynników tak dalekich od mody i znajomości trendów jak bułka kajzerka), i tym samym stanąć po stronie dumnej nowoczesności, czy z przekory, naciągając w dodatku rzeczywistość (bo podsumowanie jednak blade i szczątkowe), wcisnąć się w mainstream, nadwerężając jednocześnie ego, które chciałoby się wyróżnić.
Jeśli komuś udało się przebrnąć przez ten niepotrzebnie skomplikowany labirynt wstępu – składam wyrazy uszanowania. I spieszę objaśnić, czemuż to moje podsumowania i agendy wyglądają inaczej, niż dawniej. I dlaczego w ogóle jeszcze są.
Są otóż dlatego, że precedensy w moim życiu to niebezpieczeństwo. Jeśli raz sobie pozwoliłam, raz odpuściłam – czemu miałabym nie odpuścić znowu? A po tym następnym odpuszczeniu/zaniechaniu to już wiadomo, szkoda gadać. Dlatego, mimo może nie niechęci tylko poczucia średniego sensu, postanowiłam zasiąść do moich zeszytów i wypunktować znaczące momenty roku minionego oraz co większe nadzieje, pomysły czy raczej pomysłów zarysy na rok nadchodzący. Właśnie pomysły, nie plany. Bowiem ten rok pokazał mi, jak poprzedni, że trudno te dawne punkty nazwać planami albo celami – rozmyły się, zapomniałam o nich. Inne były tylko pobożnymi życzeniami, chciejstwami. Chciałam, żeby dany temat pojawił się w moim życiu. Niektóre umieściłam na liście, bo zdawało mi się, że tak należy. Efekt – jak zwykle spora doza frustracji.
Po co mi to? – podszepnęło coś jakoś na jesieni. Mało ci poczucia nieadekwatności, przesypywania czasu przez palce, przepuszczania okazji? Mało presji, poczucia winy i rozczarowania sobą? Tym razem określiłam więc ledwie kilka obszarów czy kierunków, które mnie ciekawią. Ale czy zdołam tam pójść? A dojść? Wciąż zbyt wiele mnie interesuje i pociąga. Rozziew między pragnieniem spenetrowania czegoś a możliwościami/siłą do realizacji z każdym rokiem rośnie.
- Nie wiem, ile przeczytam książek – chcę wrócić do lektur starych, do prawdziwych pisarzy, prawdziwego, głębokiego spojrzenia, opisu świata (ale czy ten opisany dogłębnie świat ma jeszcze coś wspólnego z obecnym?).
- Nie wiem, ile napiszę tekstów – chcę pisać o tym, co mnie choć trochę pociąga (w obszarze zawodowym nie zawsze o to łatwo).
- Nie wiem, ile kilogramów schudnę, pewnie raczej przytyję – chcę czuć wreszcie moje ciało, słyszeć je i odpowiadać na jego mądre potrzeby.
- Nie wiem, ile czasu uda mi się uratować od zmarnowania – chcę nic nie robić, milczeć, gapić się, nudzić.
- Nie wiem, ile miejsc odwiedzę – chcę być tam naprawdę, zostawiać ułamek śladu i obok zmęczenia czuć wdzięczność za tę możliwość.
- Nie wiem, ile nowych przestrzeni zwabi mnie i otworzy się przede mną – chcę bez żalu zostawiać stare miłości, wracać do nich choćby na dzień i cieszyć się, że spędziłam z nimi dziesiątki, setki, tysiące godzin i że jeszcze zdarza się choćby słaby poryw, który popchnie do śpiewu, tańca, gry. Do pisania. Jak teraz.
Ładne to to. Serdeczności łączę! :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję i przesyłam dobre myśli.
UsuńDobre!
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńA co z podsumowaniem ubiegłego roku?
OdpowiedzUsuńTo sprawa nie do publicznej wiadomości.
UsuńCudownie jest zrobić coś bez planowania, a na pewno lepiej planować i męczyć się z realizacją.
OdpowiedzUsuńSprawdzę! Choć wydaje mi się, że nie ma tu prostej odpowiedzi: albo albo.
UsuńCzy brak planów i celów oznacza chaos?
OdpowiedzUsuńW ogóle, w życiu czy tylko na początku roku? ;-) Jak jest u ludzi en masse nie wiem. W moim przypadku, jeśli spojrzeć na dłuższy odcinek czasu/życia – tak, może oznaczać pewien chaos. Ale przecież jest co najmniej kilka warstw czy poziomów planowania i ustawiania celów: mogę nagle oto zorientować się, że nie mam pomysłów na życie albo na najbliższy rok, ale jednocześnie realizować na przykład długofalowe cele sprzed lat 5 czy 10. I choćby z tego powodu unikam chaosu totalnego. Choć może pewnego poczucia niepokoju co do przyszłości już niekoniecznie. To raczej dość złożone zagadnienie…
UsuńAle bez jakichś podsumowań się przecież nie da. Trzeba wiedzieć, na co zwrócić uwagę w kolejnym okresie.
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga.
UsuńSzczęśliwego roku 2020 i kolejnych! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem!
UsuńTobie też życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku! :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Usuń