wtorek, 15 grudnia 2009

006. ta mała

Dzisiaj rano mała dziewczynka w środku mnie cichutko zapłakała. No właśnie, nie był to dobrze znany bunt, wrzask gówniary, tupanie, czy rzucanie się na podłogę i walenie nogami. Tylko bezgłośne, żałosne łzy, jakby całkiem zrezygnowane, pozbawione nadziei. I to mną wstrząsnęło. Maleństwo załkało nad owsianką. Miało podstawy, bo owsianka, szara breja, wyjątkowo postna wyszła, z łaski wrzucone dwa kardamonowe kokony, pół łyżki miodu… żadnych migdałów siekanych, orzechów, daktyli, cynamonów i goździków, jak zwykle robiłam. Nic.
Czyżbym znowu przestała o nią dbać? A myślałam, że jest już tak dobrze, nawet o tym opowiadałam, jakie to ważne, że żadne śmichy-chichy, choć we mnie samej określenie wewnętrzne dziecko wywoływało odruch zniecierpliwienia i zniesmaczenie infantylnością. Skoro jednak doświadczyłam, że to istnieje, że opiekowanie się naprawdę przynosi efekty, powinno już być dobrze. Nic z tego, bo znowu opiekę potraktowałam jak zadanie. Jednorazowe. No, może zrobiłam to kilka razy, ale potem się rozmyło.
Przestałam jeść, przestałam nawet kupować jedzenie, wyjadam jakieś resztki, na sucho, bo gotować się nie chce. Mała płacze głodna. Przestałam nas stroić, nie pozwalam się sobie zagapiać na dziewczynkowate śliczności i świecidełka, błyszczące różowo-błękitne bzdurki, które tak dobrze robią serduszku i duszy małej kobietki. Przestałam się smarować, masować, głaskać i przytulać. Przestałam zapalać świece i kadzidła, zapomniałam, że tak można. Przestałam robić porządek, w którym małe dzieci czują się dobrze i bezpiecznie. Zabiegałam się.
Zatem od nowa, akcja ratunkowa. Najpierw zakupy: soczki, jogurty słodkie, bułeczki – niech sobie poje, ta moja Malutka. Potem porządek wokół siebie, odgruzować biurko. No i świece. I muzyka. I już lepiej. Lepiej Ci, Maleństwo?Lepiej, lepiej… Tylko mnie jeszcze przytul. I bajkę przeczytaj.

2 komentarze:

  1. Po przeczytaniu tego tekstu, wstałam i zrobiłam sobie owsiankę. Wsypałam słonecznik, siemię lniane, kokos, rodzynki. W szafce mamy różne "pestki", wiec wsypałam również wielką,stołową łyżkę zmielonego ostropestu plamistego, co nadało "daniu" gorzki smak. Jedząc to, myślałam że ta niesmaczna owsianka jest jak życie. Nie wszystko co robię lub się dzieje jest miłe, "smaczne"i przyjemne. Ważne jaki ma to wpływ na przyszłość. Życie w trzeźwości nie jest usłane różami. Czasem coś co wydaje się "gorzkie" ma dobry wpływ na przyszłość. Nie piję niecałe 3 lata, kończę robić "kroki". Przejście przez nie było jak zjedzenie tej gorzkiej owsianki. Teraz wiem, że ta droga była warta przełknięcia goryczy, choć czasem wydawało mi się że nie dam rady, nie pójdę, nie przejdę przez kolejny etap. Zachęcam wszystkich do pracy nad sobą i ze sobą, do przełykania niesmacznych momentów w życiu. To wszystko jest po coś. Daje możliwość zatrzymania się i zastanowienia nad tym co tu i teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Trochę inaczej pamiętałam ten tekst (10 lat!) i trochę inaczej dziś wygląda to w moim życiu. Inaczej też myślę o pewnych sprawach. Choć ciągle bywam dla siebie oschła.

      Usuń

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...