poniedziałek, 10 września 2012

082. wydawało mi się


Że sobie poradzę. Że szczęście jest mi potrzebne i mi się należy, bo każdemu się należy. Ale najbardziej mi przecież. Że są ludzie, którzy wszystko mają. Że ja wszystko mogę. A jeśli teraz nie mogę, to przez coś. Ale mogłabym. Gdybym tylko. Że uratuje mnie miłość i dlatego jest niezbędna. Czyjaś miłość. Mężczyzny. Że jest gdzieś ktoś, kto mnie stworzy, ukształtuje, pokieruje mną, uszczęśliwi, że to jego zadanie. A moje – znaleźć tego kogoś. I sprawić, żeby chciał. Zachęcić. Że sens musi przyjść z zewnątrz. Że wiem, co jest dla mnie najlepsze. Że siebie znam. Że wszystko ode mnie zależy. Wydawało mi się. Właśnie. Wydawało.
Nie przyznawałam się do niewiedzy. Wydawało mi się, że nie mogę, że muszę trzymać fason, że wszyscy inni wiedzą. Więc udawałam, że i ja wiem. Nie pytałam, żeby się nie wydało. Ze wszystkich sił ukrywałam zmieszanie. Puste miejsca, białe plamy wypełniałam po swojemu, jak umiałam i tym, co miałam pod ręką, czyli zlepkiem pobożnych życzeń i przypadkowych, zasłyszanych, ale nieprzemyślanych i niesprawdzonych poglądów. Byle się nie zgubić tak do końca. Brak pewności nadrabiałam fantazjami i wyobrażeniami. Wydawało mi się, że tak jest dobrze, że nikt nie zauważy, że to się sprawdzi.
Dbałam o dobre samopoczucie. Żeby niewygodny fakt, uwaga, nie zniszczyły kruchej podstawy mojego świata i rozpaczliwie sklejanej z wciąż rozbijanych skorup złudy pewności siebie. Nie pytałam, żeby nie usłyszeć odpowiedzi innej, niż chciałam usłyszeć. Karmiłam moją samowolę. Wydawało mi się, że jestem zdana wyłącznie na siebie. Więc byłam. Sama się tak ustawiłam. Kierowałam się moimi wierzeniami i przekonaniami. Wydawało mi się, że są odwieczne, słuszne i moje. Wydawało mi się. Że są rzeczywistością. Że właśnie ja widzę prawdziwie. Wydawało mi się…

3 komentarze:

  1. Według Fabera człowiek dla zyskania aprobaty innych często udaje i przedstawia nieprawdziwy obraz siebie. Niepewność dotycząca wiarygodności przyjętej maski powoduje niepokój, gdyż taka osoba zdaje sobie sprawę, że odgrywając rolę, udaje, podczas gdy prawda o niej jest zupełnie inna - "Wspólnota Anonimowych Alkoholików w Polsce".

    OdpowiedzUsuń
  2. I przecież doskonale wie, że tej prawdy ludzie by nie przyjęli (tzn. ona tak myśli i tak zadecydowała). A nawet jeśli, to przecież teraz nie może się już odkryć, skoro przedstawiła siebie jako kogoś całkiem innego. Niepokój narasta. Aż wreszcie trzeba zaaranżować tak scenę, żeby wszystko runęło, żeby wszystko trafił szlag. Aprobaty nie będzie, relacji nie będzie, ale chociaż ulga będzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ulgę, jako alkoholik, potrafię wycisnąć nawet z kamienia. A na dokładkę, jako swego rodzaju deser, wisienka na torcie, godna żałowania i współczucia rola ofiary...

    OdpowiedzUsuń

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...