środa, 27 marca 2013

093. podręcznik nie do wienia


Usłyszałam niedawno: tak, przeczytałam kawałek, ale ja to wszystko wiem. Hm… No, tak, w końcu to w większości zapewne mało odkrywcze prawdy. Tyle że to nie są prawdy do „wienia”. Ja też wiem, znam mnóstwo mądrych zasad. Potrafię o nich mówić, potrafię je nawet zacytować. Co z tego, skoro nigdy nie zastosowałam ich we własnym życiu? Wystarczyło mi, że wiem.
Zaczynam podejrzewać, że do dobrego, mądrego, satysfakcjonującego i pożytecznego życia nie są potrzebne te wszystkie księgi mądrych przysłów pełne, ani nawet najlepsze amerykańskie poradniki. Że wystarczyłby cieniutki podręcznik albo choćby zwykły spis. Kilkanaście regułek. Sto procent skuteczności. Pod warunkiem stuprocentowego stosowania. No dobrze, ale wracając do rzeczywistości, każdy może sobie przecież z tymi podręcznikami i poradami robić co chce. Ostatnio przyswajam jedną z tych – jak sądzę kilkunastu najważniejszych – zasad: nie walczyć z nikim i o nic. Choć dawanie prawa do błędu (umówmy się, że to metafora, bo jaką niby mam władzę, by jakichkolwiek praw udzielać lub je odbierać?) nie jest łatwe i czasem boli. Zwłaszcza gdy widzisz, że ktoś w zaparte zbliża się do krawędzi, przy której ty już byłeś i cudem ocalałeś.

2 komentarze:

  1. Ano właśnie... wiem (mam informacje, rozumiem), to jeszcze nie to samo, co mam (np. doświadczenie).

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo tego nie mogłam pojąć. Gromadziłam wiedzę wszelaką (z gatunku psychologicznego) jak zapasy na wojnę, i nic. Ani wojny, ani prawdziwego pokoju. Nic się nie zmieniało w moim życiu. No, powiedzmy, drobiazgi, gdy postanowiłam jakąś zasadę-radę jednak wypróbować. Ale nawet wtedy mi nie zaświtało, że dopiero gdy wcielam, cokolwiek ma szansę się zmienić...

    OdpowiedzUsuń

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...