Często alkoholicy wspominając swoje pierwsze dni i tygodnie w AA, mówią o podejrzeniu: coś tu nie gra, czegoś ode mnie na pewno będą chcieli w zamian! Jedni – a jest to po części i moje doświadczenie – obawiali się wciągnięcia w sektę lub nakłonienia do głębszego zaangażowania się w życie jakiegoś kościoła (w Polsce chodzi właściwie o jeden konkretny kościół). Drudzy wietrzyli podstęp finansowy. Pamiętam dobrze opowieść przyjaciela, który gdy usłyszał na pierwszym mityngu zaproszenie do Siódmej Tradycji i słowa: „utrzymujemy się z własnych dobrowolnych datków”, pomyślał: „Aha, tu was mam!”. Pomoc – szczególnie natury duchowej – „ofiarowywana” za pieniądze lub jakiekolwiek inne korzyści budzi nieufność i niechęć, zamyka, jest przez to mniej, o ile w ogóle, skuteczna. Dlatego ważne jest, by Anonimowi Alkoholicy nieśli posłanie w ramach Dwunastego Kroku za darmo, bezinteresownie – by jak najlepiej realizować nasz główny cel, o którym mówi Tradycja Piąta.
Istnieje też pewna zależność natury, powiedzmy, psychologicznej, dość powszechna, dotykająca czy też zdarzająca się nie tylko alkoholikom: płacę, więc wymagam! Takie podejście – w przypadku płacenia za posłanie – może rodzić absurdalne sytuacje, kiedy potrzebujący pomocy chory (czasami ta choroba osiąga przecież wymiar wręcz szaleństwa, nie bez powodu mówi się o pijanym myśleniu) człowiek stawia warunki komuś, kto tę pomoc ma nieść, zatem komuś przynajmniej w pewnym obszarze zdrowszemu. Sens i celowość całej operacji stanęłyby wówczas pod znakiem zapytania, bowiem jej efektem z założenia powinny być przebudzenie duchowe oraz przemiana myślenia i postaw nowicjusza, nie zaś powrót na stare tory pijanego myślenia aowca, który niesienia posłania się podjął.
W tym miejscu warto jeszcze dopowiedzieć, że relacja udzielającego pomoc i tę pomoc przyjmującego, a dokładniej rzecz ujmując, intencje tego pierwszego powinny być jak najczystsze, jak najbardziej bezinteresowne. Korzyści nie oznaczają wyłącznie pieniędzy! Nie muszę żądać zapłaty za „pomoc”, żeby zrobiło się niejednoznacznie, żeby zniszczyć duchowy potencjał tej relacji i co za tym idzie naprawdę nie pomóc. Jeśli pozwalam – albo nakłaniam czy wręcz wymuszam, choćby sugestią, emocjonalnym naciskiem – by nowicjusz woził mnie swoim samochodem (nie dokładam się do paliwa), płacił za moją kawę, gdy łaskawie się z nim spotkam na omówienie jego wątpliwości, trudności, Programu, gościł w swoim domu, kupował jedzenie, pożyczał mi pieniądze, brał na siebie umowę za mój telefon komórkowy, wspierał mnie swoimi biznesowymi znajomościami i załatwiał moje prywatne sprawy to… w którymś momencie może się okazać, że z całej tej relacji nowicjusz wyniesie tylko jedno wrażenie – zostałem wykorzystany! A jeśli uzna, że ja z tymi moimi zachowaniami i postawą „reprezentuję” całe AA, że wszyscy anonimowi alkoholicy tak robią (a niby dlaczego miałby myśleć inaczej, skoro ma takie właśnie doświadczenie?), to nie tylko nie pomogłam. Być może zniszczyłam jedyną szansę tego człowieka na wyzdrowienie! A to już „przewinienie” dużo cięższego kalibru. Oczywiście, nikt mnie z tego nie rozliczy, bo AA nie ma narzędzi, które by to regulowały. Zostanę ze swoim sumieniem.
Podobnie, jeśli moje korzyści będą natury emocjonalnej: mam oto kogoś, kto ode mnie całkowicie zależy, jestem dla kogoś guru, ileż to ja robię dla tych alkoholików… Te kwestie oczywiście najskuteczniej reguluje sam program AA – nie bez powodu w Dwunastym Kroku napisane jest: Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków staraliśmy się nieść posłanie… Przebudzenie duchowe jest przed niesieniem posłania. I to ono właśnie chroni nowicjuszy przed moimi wadami.
Bardzo dobra robota! Tak trzymaj i nie popuszczaj! :-)
OdpowiedzUsuńTeraz niecierpliwie czekam na IX Tradycję.
Ciekawy artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń