Zaledwie parę tygodni temu pisałam o
powrocie do szeregu, o powstrzymywaniu się przed epatowaniem własnym
intelektem, wiedzą, pomysłami, osobowością, o duchowym aspekcie
anonimowości. I oto nadszedł czas weryfikacji… A może badania
własnych granic i szukania równowagi? No i adekwatnej reakcji.
Załatwiania spraw, a nie wyłącznie narzekania, że ktoś coś mi…
*
Pamiętam moje zaskoczenie, ale też
swego rodzaju ulgę płynącą ze zrozumienia, kiedy wypełniając
tabelę uraz do 4 Kroku odkryłam, że owszem, moje pretensje mają
jakieś tam zaczepienie w faktach, ale to ja dawałam się krzywdzić
czy nieodpowiednio traktować, sama się przyczyniłam do pewnych
nieprzyjemnych dla mnie zdarzeń. Po wypełnieniu tej tabeli mój
ogromny żal do byłego narzeczonego za brak szacunku, uczuć, troski
znacząco się skurczył. Tak, on tak właśnie się zachowywał, ale
przecież nie przykuł mnie do kaloryferów, nie trzymał mnie przy
sobie siłą. Po pierwszym bolesnym doświadczeniu mogłam
zareagować, po drugim odejść. Pozostanie w tej relacji, narażanie
się na kolejne nieprzyjemne sytuacje, to był mój wybór. Mój
udział zobaczyłam nawet w dokonanym na mnie w tramwaju akcie
kradzieży. Oczywiście, udział złodzieja nie stał się ani
odrobinę mniejszy czy usprawiedliwiony. Natomiast odkrycie mojej
lekkomyślności – portfel na samym wierzchu otwartej torebki –
pomogło uporać się z poczuciem krzywdy i tendencją do obwiniania
innych. Mój udział nie znosi czynu dokonanego przez kogoś, może
co najwyżej uspokoić emocje, ustawić je na właściwych torach.
No, i dać mi lekcję na przyszłość. Czego unikać, jak się
zachować.
Pamiętam kolejne zdziwienie, gdy
po pewnym mityngu odkryłam brak telefonu komórkowego w kieszeni
płaszcza. Oniemiałam. Ale bardzo szybko przyszła myśl: A czego ty
się spodziewasz? Jesteśmy bandą chorych i zdeprawowanych ludzi o
przetrąconych wartościach. Skąd pomysł, że nagle, po
przekroczeniu progu mityngowej sali wszystkie wady nagle znikną albo
zatrzymają się w bezruchu, a my zamienimy się w chodzące ideały
i wzory do naśladowania dla małych dzieci?
Kradzież zawsze boli. Czy również
intelektualna? Ta chyba wciąż bardziej mnie zadziwia. Ale czy
umieszczając moje przemyślenia i eseje w tej ogromnej i tak
naprawdę dzikiej przestrzeni, jaką jest internet nie powinnam
przewidzieć sytuacji podobnej do tej z moim portfelem w tramwaju?
Naiwność, bezmyślność, lekkomyślność to wady charakteru. Gdy
dziwię się, a może nawet oburzam, że jakiś alkoholik na
programie (musi na nim być, skoro pisze o Tradycjach AA), ukradnie
moje teksty, kierują mną właśnie te wady charakteru (o egocentryzmie nawet nie wspomnę!). Ale nie
ukrywam, że również zwyczajna ciekawość co do sposobu myślenia
tej osoby: przepisać co drugie zdanie, podpisać własnym imieniem,
a potem jeszcze wysłać do biuletynów AA, po to, by te teksty
zostały wydrukowane i poszły w Polskę? To jest dopiero brak rozwagi. Bezmyślność
czy hucpa? (jedno i drugie nie jest u alkoholików niczym niezwykłym –
wiem, w końcu Krok Piąty mam już za sobą).
Zastanawiałam się kiedyś jaki jest
sens spisywania cudzych prac (na terapii). Na cudzej pracy przecież
się nie wytrzeźwieje. Ale być może czegoś nie wiem, nie dostrzegam, może właśnie dogłębnie się zrozumie, a
nawet wprowadzi we własne życie Tradycje AA opisane przez kogoś
innego (oszukiwanie własnego sponsora od Tradycji to już całkiem inna
kwestia). Tak, wiem, że zbiorowa mądrość AA polega na dzieleniu
się. Może warto by było jednak zgrać definicje i zastanowić się,
czy faktycznie wszystko jest do wzięcia i ewentualnie w jakim
zakresie. Warto też mieć świadomość, że teksty, nawet te z
internetu, mają swoich właścicieli, autorów, a niektóre są chronione prawem autorskim.
Fakt, jestem dość mocno wyczulona na
naruszanie własności intelektualnej, może z racji zawodu (nie będę
oczywiście nikomu udowadniać, że nie miał takich samych
doświadczeń jak ja, że nie wpadł na takie same porównania, bo to
karkołomna zabawa), ale czy naprawdę różni się ona aż tak
bardzo od własności materialnej? Ja też kiedyś nie widziałam
niczego niewłaściwego w drukowaniu moich prywatnych
wielostronicowych plików w miejscu pracy, ani w prowadzeniu długich
prywatnych rozmów przez telefon służbowy. Jeśli coś jest, leży
bezpańsko, to znaczy, że można brać, samo się prosi. To, że
dziś nie ruszam nie swoich rzeczy, nawet gdy leżą na ławce w
pustym parku, jest kwestią świadomości i wysiłku myślenia i
kroczenia tą nową przemyślaną drogą. I znowu wraca do mnie
zdanie: Jest tylko jedna osoba zobowiązana do przestrzegania
jakichkolwiek zasad, wyznawania jakichkolwiek wartości – ta, która
sama tak postanowi. Tak dla porządku – to ostatnie zdanie jest
własnością intelektualną pewnego alkoholika, nie moją. Na jego
wykorzystanie mam osobistą zgodę.
Pewnego razu, podczas burzliwej dość dyskusji na temat tego, z czego i w jakim zakresie można w Internecie korzystać, usłyszałem cudownie prostą definicję: „jeśli coś nie jest twoje, to jest cudze”. Ups!
OdpowiedzUsuńPracowałem ze sponsorem „na Tradycjach”, korzystając z bagażu własnych przeżyć, przemyśleń i doświadczeń, ale też z książki 12x12 i broszury „Pytania do 12 Tradycji”, ale… „korzystanie” to jednak nie to samo, co „przepisywanie”. Za dużo miałem też szacunku dla swojego sponsora, żeby próbować mu wcisnąć tekst bezczelnie zerżnięty – miałem i mam zaufanie do jego znajomości literatury i jestem przekonany, że zdemaskowałby mnie natychmiast. Twórcza inspiracja? Oczywiście tak, ale nie aroganckie przepisywanie żywcem całych zdań.