Nigdy nie lubiłam dużych spędów –
tłumy mnie męczą albo i gorzej. Ale tego spędu zwyczajnie nie
mogłam i nie chciałam sobie odpuścić. Może dlatego, że od
jakiegoś czasu sprawy Wspólnoty AA po prostu mnie interesują, bo
są również moimi sprawami, a może dlatego, że nadarzała się okazja, by
wreszcie wyrównać niewygodną lukę niewiedzy, zaczynającą
uwierać na dźwięk zdań: Pięć lat temu we Wrocławiu… Na
zlocie w Krakowie… Postanowiłam, że pojadę, zobaczę i od
tej pory będę już wiedziała.
* Spotkanie w jednym miejscu tak wielu
znajomych alkoholików z całej Polski, i nie tylko Polski, to
fantastyczna sprawa, choć może wprowadzać w dziwny stan ni to
emocjonalnego upojenia, ni męczącego niezdecydowania. Ale zrobiło
wrażenie. I szczerze ucieszył widok niewidzianych po kilka lat
twarzy. Aspekt towarzyski musiał jednak w którymś momencie zejść na plan dalszy.
* Przemieszczanie się w takim tłumie
alkoholików pobudza do refleksji. Jak szepnął mi przyjaciel z
Londynu, chcesz czy nie, uczy pokory, bo w takim miejscu, bez
względu na to, co robisz w AA na co dzień, naprawdę jesteś tylko
jednym z wielu. I to nie musi być wcale miła lekcja, ale już
wiem, że najważniejsze lekcje do najmilszych nie należą.
* „Ceremonia” odliczania lat
trzeźwości kilku tysięcy osób trochę trwa, ale pozwala zobaczyć,
że można nie tylko nie pić blisko 50 lat, ale być przy tym tak
pełnym życia jak dwudziestolatka, i mimo zdecydowanie
zaawansowanego wieku pracować z kilkoma podopiecznymi!
* Wspólnota AA jest naprawdę doceniana
za to, co robi dla społeczności. Nawet w Polsce. Nawet
współcześnie. Usłyszeć to od ludzi, z którymi AA współpracuje,
to jakby zobaczyć kogoś dobrze znanego w zupełnie nowym świetle,
jako osobę znacznie atrakcyjniejszą, ważniejszą, niż sądziło
się dotychczas. Pierwszy raz tak mocno i wyraźnie zetknęłam się
z uznaniem działań Wspólnoty. I poczułam, że przynależność do
AA to coś ważnego i cennego, że to mnie w pewien sposób
nobilituje (i co za tym idzie, oczywiście zobowiązuje).
* Alkoholicy z różnych części kraju i
świata są różni i to może drażnić (bo reagują, zachowują się
inaczej niż jestem przyzwyczajona, niż się spodziewam), ale też
wzbogacać o nowe spojrzenie na stare sprawy – wystarczy pójść
na mityng i posłuchać kogoś z drugiego końca Polski albo drugiego
kontynentu.
* Mimo tych różnic i odległości o
duchowości mówimy podobnie, zwłaszcza o odkryciach w tej sferze –
spotkanie o Kroku 11 było jednym z najciekawszych i najbardziej
poruszających mityngów, na jakich byłam podczas Zlotu 40-lecia AA
w Polsce.
Było wręcz elektrycznie!
Było wręcz elektrycznie!
* Modlitwa o pogodę ducha w piętnastu
różnych językach świata brzmi niezwykle wzruszająco, a widok
kilku tysięcy ludzi, trzymających się za ręce i mówiących ją
jednym głosem może na długo stać się wstępem do medytacji nad takimi pojęciami, jak jedność i wspólnota.
A pięć lat temu we Wrocławiu... też było fajnie. :-)
OdpowiedzUsuńA więc jednak nie da się wyrównać niewygodnej luki... :-)
UsuńHej też byłam na Zlocie w Warszawie i jestem pod wrażeniem jedności AA, mialam chwilę niepewności czy jechać, czy dziki tłum alkoholikow mnie nie przerazi... w sercu mam kilka energetycznych właśnie spierek, utkwiła najbardziej mi oczywiście kobieca z racji płci ...Magda
Usuń