– Dopiero w Szwecji uświadomiłem
sobie, że byłem chory na ironię, i to bardzo mi się nie podoba u
tego młodego człowieka, którym byłem. Może to zresztą była
choroba pokolenia. Kocham Herberta, ale jego afirmacje ironii
potraktowałem chyba niedojrzale. W Polsce za komuny trzeba było być
ironicznym, by nie zwariować, a że jeszcze dopatrywałem się w tej
postawie wysublimowanej inteligencji, więc ironii nadużywałem. A
od ironii bardzo blisko do oschłości serca i dalej do cynizmu.
Ironia jest, moim zdaniem,
konieczna.
– Ale nie bez przerwy. Człowiek
tak ironiczny jak ja wtedy niczego nie mówi wprost. Niczego nie
komunikuje, tworzy wokół siebie otoczkę względności i nie można
do niego dotrzeć, ucieka od drugiego człowieka. Z osobą zawsze
ironiczną nie ma kontaktu.
*
Gdy robię przegląd moich lat
picia, przypominam sobie wielu ludzi, którzy tylko okazjonalnie
otarli się o moje życie, ale których dni zakłóciłem swoją
złością i sarkazmem.
Codzienne
Refleksje, s. 301.
Pamiętam pewną rozmowę sprzed wielu
lat. Nie piłam już dłuższy czas, jakoś już sobie, myślałam,
że nawet nieźle, radziłam w zwykłych relacjach, z normalnymi
ludźmi (jeszcze wtedy dzieliłam ludzi na normalnych i alkoholików).
Moja znajoma z obszaru zawodowego, z którą – to akurat wiedziałam
i czułam – naprawdę się lubiłyśmy, powiedziała nagle: Boję
się z tobą rozmawiać, bo nigdy nie wiem, co mnie spotka, czy
odpowiesz poważnie czy złośliwie mnie wyśmiejesz. Lubiłam
ją, nie czułam żadnego zagrożenia, nie musiałam się bronić, nie sądziłam, że sprawiam jej przykrość. A jednak… Wiem, że siałam to
bezmyślnie, bez opamiętania i zastanowienia. Odruchowo. Ot tak, po
prostu. Wiem, że skrzywdziłam w taki sposób znacznie więcej osób,
niż jestem w stanie sobie przypomnieć. Wiem, od pewnego czasu
bardzo dobrze, że już nie chcę nikogo w taki sposób traktować.
Bo nikt na to nie zasługuje. Zwłaszcza gdy ironia niebezpiecznie
ociera się o pogardę.
Ironia prawie zawsze, prędzej czy później (raczej prędzej), ociera się o pogardę. Chyba nigdy nie ironizujemy z ludzi, którzy są dla nas autorytetami, którym wiele zawdzięczamy. Chyba, że potrzebujemy zdeprecjonować autorytet, pozbyć się nieznośnej wdzięczności...
OdpowiedzUsuńA co z autoironią?
UsuńMyślę, że to fajna zabawa... od czasu do czasu. Coś jak umiejętność śmiania się z siebie. Jednak ktoś, kto zaśmiewa wszystko, każdą sprawę, problem, konflikt, na dłuższą metę staje się nieznośnie uciążliwy i irytujący.
UsuńWłaśnie uświadomiłam sobie, że ironia jest moim ulubionym sposobem komunikowania się z osobami, które kocham. Rozumiemy świetnie też nasz ironiczny kod. To taka zabawa... Ironia zawsze podszyta jest złośliwością, ale przecież, kto się lubi, ten się czubi.
OdpowiedzUsuńNo, jeśli wszyscy ten ironiczny kod tak samo rozumieją... to super :-) Ja nie uzgadniałam z nikim kodu, więc - niestety - to nie była zabawa. Szczególnie dla adresatów moich złośliwości. Lubiłam powtarzać, że złośliwość jest cechą ludzi ponadprzeciętnie inteligentnych. Jeszcze wtedy termin "inteligencja emocjonalna" nie był popularny, a ja uważałam, że empatię mam rozwiniętą znakomicie... Smutne.
UsuńJeśli faktycznie wszyscy w domu świetnie to rozumieją i zawsze dobrze się bawią, gdy z nich ironizujesz, to OK. :-)
Usuńironia jest ok :)...jest od Boga bo jest ciepła i serdeczna...natomiast cynizm jest od "diabła"...bo zawsze ma na celu zranienie kogoś...cynizm jest gorzki, cierpki i przykry...i inny być nie może!
OdpowiedzUsuńironia dobrze nam robi...:)cynizm psuje...
OdpowiedzUsuń