Od pewnego czasu w AA w
moim mieście (a tak naprawdę w AA w moim kraju) sporo nowego się
dzieje. Zrobił się ruch, ożywczy prąd powiał. Minęło
kilkanaście do kilkudziesięciu miesięcy i pojawiły się pierwsze
efekty tych zmian. Właściwie nic nowego, w AA nie ma już nic
nowego, wszystko było, chyba wszystkie błędy popełnione.
Niestety, wygląda na to, że każda wspólnota, w każdym kraju,
musi popełniać swoje błędy samodzielnie, od początku. Jak z
dziećmi – na własnych błędach muszą, „mówiła matka, mówiła
babka” nie działa. Widać taka nasza natura, niech i tak będzie.
Na szczęście gdzieś indziej już przez to przechodzili, mogą się
podzielić doświadczeniem. Więc przyjechali się dzielić.
Alkoholicy z Bełchatowa i Londynu. I z różnych zakątków Polski
też – posłuchać i opowiedzieć. Przyjechali na świetnie
zorganizowane przez grupy Patryk i Jestem odpowiedzialny
warsztaty
Wyłączność celu w AA: w historii, Tradycjach i dniu dzisiejszym
Wspólnoty Anonimowych Alkoholików.
*
Bo jak pojawiło się
trochę nowego, świeżego, to i mityngi zaczęły się otwierać. I
to było fajne i w porządku. Ale jak zaczęły się otwierać to tu
i ówdzie sporo osób spoza AA, z innymi niż alkoholizm problemami
zaczęło przychodzić. I jeszcze też było OK. Jak zaczęli przychodzić i mile
byli witani, i czuli się jak u siebie, to zaczęli też zabierać
głos, a potem nawet do służb się zgłaszać. Niealkoholicy na grupach AA. I
wtedy trochę zaczęło się robić kłopotliwie. Ale niby dlaczego, jeśli nie ma żadnego chętnego alkoholika do zabrania głosu, to komu przeszkadza, że się Al-Anonka odezwie albo cztery? Jak nie ma odpowiedzialnych alkoholików w grupie to może jakiś bardziej odpowiedzialny albo zwyczajnie chętny do pomocy DDA czy hazardzista się nada i komu to zaszkodzi? No, i przecież
nie wyrzucimy, bo jesteśmy od pomagania! I właściwie to dlaczego
niby mielibyśmy wyrzucać? Kto nas upoważnił? A jak przychodzą alkoholicy, którzy
do tego alkoholizmu mają doklejonych jeszcze ileś tam innych izmów
to niby czemu mają to trzymać w tajemnicy? To trzeba mówić! Bo
tak głęboka jest twoja choroba, jak głębokie są twoje tajemnice…
I wtedy ktoś przeczytał:
Byłoby objawem pychy uważać, że Wspólnota Anonimowych
Alkoholików jest lekarstwem na wszystko, nawet na alkoholizm. Oraz:
Dajmy odpór dumnemu założeniu, że skoro Bóg umożliwił nam
sukces w jednej dziedzinie, naszym przeznaczeniem jest stać się
pośrednikami dla każdego.*
Jest wiele programów
dwunastokrokowych, zainspirowanych Programem 12 Kroków AA. Warto
jednak mieć świadomość, że Program AA, Programy AN, AH, SLAA,
DDA, nawet Al-Anon, jedynej siostrzanej wspólnoty AA, to nie są te same programy! Niektórzy uważają, że chodzi o to
samo i tak samo. O pustkę przecież, co potrzebuje się wypełnić.
Obawiam się, że jednak niekoniecznie. Ale nie moje prywatne zdanie jest tu
ważne. Ważne są konkretne realia – czy ja jestem w stanie
porozumieć się z hazardzistą, depresantem, lekomanem? Przykro mi,
ale mimo najszczerszych chęci jedynie do pewnego stopnia i to
naprawdę nie ze wszystkimi. Nawet w kwestii współuzależnienia,
którego miałam nieszczęście skosztować, mogę złapać wspólne
płaszczyzny tylko do pewnych granic, mimo że zaliczyłam diagnozy:
DDA i współuzależnienie, a nawet uczestniczyłam w terapiach i
mityngach w tych dwóch obszarach. Całości, czystego
współuzależnienia nie rozumiem. Bo poza DDA jestem po prostu
alkoholiczką.
I tu pojawił się realny
i jak dla mnie mocny argument na trzymanie się jednego celu,
zawartego w Piątej Tradycji AA – żeby zaczął się proces
zdrowienia potrzebna jest identyfikacja. Dlaczego zostałam we
wspólnocie AA? Bo na mityngu byli ludzie tacy sami jak ja. Mimo
pewnych różnic czułam, że mamy to samo!
Żeby ruszyć z
trzeźwieniem, żeby uwierzyć, że jest jakaś szansa, muszę
zobaczyć na mityngu AA trzeźwych ludzi, którzy mówią z sensem,
normalnie wyglądają, są spokojni i uśmiechnięci, a przy tym
przedstawiają się jako alkoholicy i opowiadają o zdarzeniach i
stanach, w których i ja byłam, a nawet wciąż jestem lub bywam, opowiadają też o tym, jak z tych stanów wyszli.
Trudno będzie mi zidentyfikować się z kimś, kto mówi o
wymiotowaniu po zjedzeniu pięciu bochenków chleba albo czyszczeniu
karty kredytowej na cztery kolejne pary kozaczków w tym tygodniu. Bo to
mnie nie dotyczy. Mało tego, jeśli słyszę, że tak wygląda
alkoholizm – jestem przecież na mityngu AA – to w żaden sposób nie przykleję się do miejsca i
ludzi stąd, bo wymiotowałam, owszem, ale wyłącznie po wódce,
chleb lubię, zwłaszcza świeżutki, ciepły jeszcze z masłem i
solą, ale nawet takiego nie jestem w stanie zjeść więcej niż
pół. I w życiu nie miałam karty kredytowej. Nawet jeśli osoba
wymiotująca i czyszcząca kartę kredytową przedstawi się również
jako alkoholik – nic tu po mnie, to nie dla mnie, ja jestem inna,
spadam! Może tylko w otchłań rozpaczy spadam, skoro nie ma dla mnie
nadziei, ale jednak. A chyba nie taki jest sens istnienia grup AA.
Jeśli jesteś z tych farciarzy, co to mają uzależnień na pęczki, to mimo
wszystko może na mityngu AA bądź zwyczajnym alkoholikiem, takim
samym jak reszta, takim samym, jak ten nowy, który przyjdzie i
potrzebuje zobaczyć takich samych jak on? Na swoim spotkaniu DDA
będziesz dorosłym dzieckiem alkoholika, na swoim mityngu AH
będziesz hazardzistą, a na AN – narkomanem. Jak dla mnie to ma sens.
Choć mam przy okazji poczucie, że ci, którzy byli na warsztatach w
większości już o tym wiedzieli i do tego się stosują, bo rozumieją. Szkoda, że
nie było tych pozostałych, którzy prezentują uzależnienia
wachlarzowe (to chyba trafniejsze określenie niż uzależnienia
krzyżowe, tym bardziej, że „krzyżowe” znaczy w rzeczywistości
coś całkiem innego, niż się potocznie sądzi, ale używanie pojęć
w błędnym znaczeniu to rzecz dość powszechna, nie tylko w AA). To
zresztą zawsze jest ciekawe – ci nieobecni. To wiele mówi o nich
samych i ich stosunku do tematu. Ale to dygresja na całkiem inną
okazję…
Przekonuje mnie, że
zdrowienie rozpoczyna się gdy jeden alkoholik rozmawia z innym
alkoholikiem. Kropka. Przekonuje mnie nie na głowę, ja to
sprawdziłam. Nie raz, wiele razy.
Ale żeby była jasność:
to nie znaczy, że osoby z innymi niż alkoholizm uzależnieniami czy
komplikacjami – które zresztą prywatnie bardzo lubię (osoby, nie
komplikacje!) i chętnie z nimi rozmawiam – nie powinny mieć
wstępu na teren wspólnoty AA. Bynajmniej! Różnorodność jest
cenna i rozwijająca, choć bywa, że rodzi strach. Warto jednak wiedzieć, po
co się przychodzi i co można uzyskać, a co jest zwyczajnie
nierealne, a czasami wręcz szkodliwe. Bo oczywiście, można wszystko, ale nie wszystko jest
pożyteczne.
* Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość, str. 302.
Sprzed pięciu lat: http://alko.opole.pl/alko4-42.html
OdpowiedzUsuńJestem członkiem/uczestnikiem spotkań Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. ANONIMOWYCH ALKOHOLIKÓW, a nie jakiejś... integracyjnej. Moja Wspólnota (AA) nie zajmuje stanowiska wobec problemów spoza niej, na przykład uzależnienia od hazardu, seksoholizmu czy narkomanii.
OdpowiedzUsuńPróby pomagania innym niż cierpiący z powodu alkoholizmu, to arogancja i nieadekwatne poczucie mocy.
OdpowiedzUsuń