środa, 30 września 2015

160. znalezisko


Znalezione na półce w starym domu za miastem. 

Wśród wielu alkoholików i ich rodzin można zaobserwować opór przed zaangażowaniem się w ruch AA. Często gotowi są zgodzić się na dowolną formę terapii byle nie na AA. Można dopatrzeć się kilku co najmniej źródeł tego oporu. Czasami wynikają one z posiadania błędnych informacji, czy wiary w pewne mity związane z AA. Bardzo często mamy do czynienia z najzwyklejszym zażenowaniem. Alkoholik może być stałym bywalcem przyjęć urządzanych w pracy, jego nazwisko może nie schodzić z łamów miejscowej gazety w rubryce „kryminalna” lub też może niemal w pojedynkę utrzymywać sklep z piwem, ale nie daj Bóg, aby ktoś zobaczył go wchodzącego do budynku, gdzie odbywa się mityng AA! Pójście na mityng może być potraktowane jako publiczne przyznanie się do swojego alkoholizmu, lub co najmniej jako osobiste uznanie, że picie alkoholu stało się problemem życiowym. Rozmowa z psychoterapeutą, nawet jeśli jest on specjalistą od alkoholizmu, pozwala alkoholikowi ciągle jeszcze na rozmaite interpretacje swojej sytuacji. Udanie się na mityng nie pozostawia już żadnych co do tej sytuacji wątpliwości (…).
Nie jest istotną kwestią to, czy ruch AA podoba się czy też nie. Zwykle nie przywiązujemy wagi do tego, czy jakiś rodzaj terapii „podoba się” pacjentom, póki daje ona dobre rezultaty. W końcu mało kto lubi nosić gips na złamanej ręce albo leżeć w szpitalu, a jednak akceptuje się te przykrości w imię osiągnięcia pożądanych korzyści.
Zdarza się, że alkoholik trafia na psychologa, który utwierdza jego opór wobec AA. Taką sytuację należy uznać za bardzo niefortunną. Do jej powstania prowadzi niezrozumienie przez niektórych terapeutów istoty choroby alkoholowej. Zapominają o prawdziwym piekle, jakim jest życie alkoholika. A właśnie głównym celem programu AA jest pomoc w wyjściu z piekła tym, którzy tego potrzebują. Nie dostrzegając i nie doceniając tego, niektórzy psycholodzy mogą w swej działalności traktować wspólnoty AA tak, jakby zajmowały się czymś zupełnie innym – na przykład rozwojem wewnętrznym albo rozwiązywaniem problemów małżeńskich – i rezygnować z ich pomocy wówczas, gdy nieuzasadnione oczekiwania zostaną zawiedzione. Czasem można odnieść wrażenie, że niektórzy psycholodzy nie traktują AA jako „prawdziwej” terapii. Zdarza się też, że zawodowi terapeuci żywią mylne przekonanie, że według Wspólnoty AA ich programu nie da się pogodzić z innymi formami terapii. Nic bardziej błędnego! Nie ma w programie AA niczego, co mogłoby podtrzymać takie mniemanie.

Zrozumieć alkohol. J. Kinney, G. Leaton, wyd. PARPA, 1996, str. 217-218



10 komentarzy:

  1. Z AA CZY BEZ ?
    Ilu trzeźwych alkoholików tyle opinii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powyższa opinia jest raczej opinią profesjonalistów, a nie ich pacjentów. Ta książka to coś w rodzaju podręcznika napisanego na bazie programu szkoleniowego, przeprowadzonego na Wydziale Psychiatrii Akademii Medycznej w Dartmouth.

      Usuń
  2. Lepiej być znanym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem - mówi stare, polskie, ludowe powiedzenie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że część negatywnych opinii bierze się może ze strachu przed zaangażowaniem w relacje z innymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może być ciekawy trop. Ale myślisz o strachu potencjalnych uczestników AA przed ich osobistym zaangażowaniem z innymi AA, czy o strachu bliskich i rodzin alkoholików przed tym, że ci zaangażują się w inne niż rodzinne relacje?

      Usuń
  4. wzajemne relacje.. Ciekawy temat. Moj przyjaciel ukonczyl niedawno studium terapi uzaleznien, odbyl praktyki itd. jest alkoholikiem, nie pije ze 20 lat. Pamieta dobrze zazyle wiezi ( niektorzy mowia ze zbyt zazyle..), wspolnoty AA ze swiatem profesjonalistow. Nawet jesli niektorzy patrzyli na AA troche z gory, jednak uczciwie po terapi zalecali pacjentom uczestnictwo w AA. To wlasciwie bylo poszechne podejscie. Ja tez to pamietam. Przyjaciel opowiedzial mi ze jego koledzy i kolezanki ze studium, po jego ukonczeniu maja bardzo mgliste pojecie o AA.. Niestety. Wiec cos sie zmienilo.. Powodow jest wiele, jednym z nich jest zwykla rynkowa gra o pacjenta/klienta bowiem powstalo duzo prywatnych osrodkow, prywatne gabinety i chodzi o pieniadze. Wlasciwie to trudno miec nawet do nich jakies pretensje. Ale.... znam tez historie ( nie wyjatkowa wcale), ze czlonkowie wspolnoty zniechecaja skutecznie terapeutow do wysylania ludzi do AA. Opowiadala mi jedna bardzo bliska wspolnocie Pani, ze gdy wysylala ludzi na mityngi w ramach obowiazujacego kontraktu, to ci wracali mowiac ze uslyszeli ze terapia jest be, i ze najlepiej ja rzucic, bo komus tam nie pomogla, a teraz program , sponsor, kroki pan Bog i cos tam jeszcze. I po kilku takich sytuacjach postanowila, ze w czasie trwania terapi ( dochodzacej) nie bedzie wysylala pacjentow do AA. Da takie zalecenie na koniec, bo Ona akurat wie ze program, sponsor, pan Bog i cos tam jeszcze sa najlepszymi narzedziami na trwala trzezwosc. Bo to jest fakt. Bill napisal ze powinnismy jako wspolnota miec ( i starac sie) dobre relacje z wszystkimi pracujacymi na polu pomagania alkoholikom ( duchowni, profesjonalisci, pracownicy socjalni itd). A jak to wyglada praktyce ? Rozejrzyjmy sie u siebie. Wahadelko na razie dynda w te i we wte i pewnie sie ustabilizuje w koncu. Ale ilu nie trafi w tym czasie do AA ?
    p.s Przyjaciel ma przechlapane, chyba zmieni zawod, od poczatku mowi pacjentom idz na mityng znajdz sponsora i bedzie ok. No to ida, znajduja i...nie wracaja, jesli nawet, to tylko po to by podziekowac. Wiec zdal sobie sprawe ze z tej maki chleba nie bedzie. Ma jeszcze inny fach w reku . Na szczescie. Wiec z glodu nie umrze

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. "...to ci wracali mowiac ze uslyszeli ze terapia jest be, i ze najlepiej ja rzucic, bo komus tam nie pomogla, a teraz..." - ta pani to chyba mało rozgarnięta jest, skoro za wiarygodne uważa opowieści nietrzeźwych (może tylko jeszcze nietrzeźwych) alkoholików.

    OdpowiedzUsuń
  7. Autor tej książki nie obejmuje chyba całości. Prawda jest taka, że program aa jest niemożliwy do pogodzenia z terapią. I vice versa. http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia/62-wiat-problemow/856-drogi-zdrowienia-ruch-anonimowych-alkoholikow-i-terapia-uzaleznienia.html

    Osobiście po okresie aa, obecnie bliższe mi jest podejście terapeutyczne. Recepty niektórych aowców na wszystko: oddaj to Bogu itp są po prostu świadectwem braku wiedzy o wielu rzeczach i ucieczką od problemów, które i tak później wychodzą. Moim zdaniem opieranie się na książce sprzed 70 ponad lat, której autor na łożu śmierci prosił o alkohol jest uciekaniem w jakieś magiczne myślenie i mitologizację. Ale to tylko moje zdanie. Po prostu aa intelektualnie mnie już nie pociąga.

    OdpowiedzUsuń

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...