poniedziałek, 12 października 2015

162. moje moje moje szczęście

Usłyszałam niedawno na spotkaniu AA zdanie, które doskonale rozumiem i z którym absolutnie się nie zgadzam. Rozumiem, bo przerabiałam na własnej – a co gorsza, tych, którzy mieli nieszczęście być zamieszani w moje życie – skórze. Nie zgadzam się – bo ono nie działa! To znaczy, działa, ale według mnie dokładnie odwrotnie do postulowanego efektu. Zdanie brzmi: Jeśli ja będę szczęśliwy/szczęśliwa, to i innym będzie ze mną lepiej.
Hm, pomyślmy… Może gdybyśmy nie mieli do czynienia z alkoholikami, czyli osobami skrajnie egoistycznymi, egocentrycznymi i skoncentrowanymi na sobie, to twierdzenie miałoby jakąś rację bytu. Ale mamy z nimi do czynienia, sami nimi jesteśmy, i wiemy, bo pamiętamy, jak to wyglądało. Bo otóż wyglądało tak, że jak nam się zachciało szczęścia – a zachciewało się w najróżniejszych momentach, bez względu na wszystko – to nic innego nie miało znaczenia. Ani smutna, opuszczona emocjonalnie rodzina, ani Bogu ducha winien mąż, ani tym bardziej płaczące dziecko, ani matka, ani młodsze siostry. Moim szczęściem był fajnie – na luzie, bez zobowiązań i odpowiedzialności – spędzony czas w gronie przyjaciół (najlepiej płci męskiej, z wyraźną ochotą na moje towarzystwo albo i coś więcej), przy drineczku (albo i więcej, oczywiście, że więcej). Sukces to było dla mnie szczęście. Pochwała i cudzy zachwyt to było szczęście. Uznanie. Łatwa kasa. Mało pracy. Święty spokój. W takich okolicznościach – pijąc i już przez lata nie – stawałam się „szczęśliwa”. Czy to miało wpływ na moje otoczenie? O, tak!! Zdecydowanie. Dla dziecka nie miałam czasu, tak jak dla sióstr i matki, z mężem nie chciałam gadać, z przyjaciółmi – tylko gdy mogli mnie wesprzeć. Zaiste, dzieliłam się szczęściem. Gdy sukces/szczęście przychodziły, stawałam się – naprawdę mnie to dziś smuci – arogancka, wyniosła i zimna. Cesarzowa dzielnicy. Gdy sukces/szczęście mijały, byłam… tak samo nieużyteczna, dodatkowo wieszałam się na innych, dając im iluzję bliskości i poczucia, że skoro czerpię od nich, to może się odwdzięczę.
 

*

Wierzę w inne, rewolucyjne w pewnych kręgach, hasło: Jeśli innym będzie ze mną lepiej, to będę szczęśliwa! Nie tylko wierzę, sprawdzam je. Może uczciwiej byłoby powiedzieć – staram się i trenuję. Bo to nie łatwe. Ale widzę efekty i dlatego wiem, że jest prawdziwe.
Dlaczego to pierwsze zdanie tak mnie uderzyło? Bo zostało powtórzone przez trzy czy cztery osoby, w dodatku z dość długą abstynencją, trudno zatem udawać, że to nieznaczący pomysł niezbyt ogarniętego jeszcze, nietrzeźwego nowicjusza. Również dlatego, że zostało wypowiedziane na mityngu AA, a jest całkowicie sprzeczne z duchowymi zasadami Anonimowych Alkoholików. Nie dziwi mnie to, bo wiem, jak silne są terapeutyczne naleciałości na polskie AA, ale marzy mi się, coraz bardziej, coś, co można by nazwać czystym AA. Czystym od wszelkich, nie tylko terapeutycznych (czyli raczej wspierających ego), nie tylko religijnych wpływów. Chciałabym w czymś takim brać udział… Chciałabym czegoś takiego dla tych, którzy przyjdą – byłoby im łatwiej.

21 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą w pełni! Bycie szczęśliwym to wielce względne pojęcie. Kiedy mam mocno rozbuchane ego, to moje szczęście mnie obezwładnia i inni są zbędni, nie myślimy wtedy o nich - tak jak piszesz! A zmiana optyki w myśleniu, że jak innym będzie ze mną lepiej to mam wielkie szanse na własne poczucie szczęścia - jest zdecydowanie mi dzisiaj bliższa! I dziękuję Ci za wszystkie Twoje wpisy - zostają ze mną ;-)
    pozdrawiam - dorka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie to samo w tym momencie pomyślałam. O tym jak innym było ze mną gdy byłam "szczęśliwa". I o tym, że tak wiele ludzi w tym miejscu to zdanie powtarza... Ula

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie zapraszam do Woźniakowa na warsztat Krok za Krokiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie konkretnie o tym, ale rzetelnie o programie, który wprowadza w życiu równowagę.

      Usuń
  4. "Jeśli ja będę szczęśliwy/szczęśliwa, to i innym będzie ze mną lepiej" - brzmi jak groźba, czyli... Lepiej zadbaj o moje szczęście, bo jak nie, to zobaczysz, co to znaczy mieć przesrane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, przecież tak było: popsułeś mi dzień, przez ciebie jestem smutna, jestem załamana, a ty się nie starasz wystarczająco, żeby mnie z tego wydźwignąć... no, to masz za swoje! Oczywiście, to nie musiało być wcale świadome, ale i tak wystarczyło, żeby wszyscy wokół przyglądali się bacznie, w jakim jestem nastroju i jak mają się zachować, co mówić, jak mówić, jakie mieć miny... Koszmar. Wiem dokładnie jaki, bo sama to wcześniej dostałam.

      Usuń
  5. Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie... :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko zalezy od tego, co komu daje szczescie. Dla mnie szczesciem jest moj dom, choc to zwykle mieszkanie w bloku (bo mam sie gdzie budzic i jest cieplo, bo mam gdzie wracac i do kogo), to, ze nie chodze glodna, rozmowa z kims bliskim (albo dobrym znajomym czy czasem nawet "dzien dobry" do pani w sklepie) to ze krowy sie pasa przy trasie na polu, opakowanie kredek. Takie male rzeczy sprawiaja ze jestem szczesliwa. I wiem, ze gdyby nie trzezwosc, nie wspolnota tych malych szczesc by nie bylo (a to i tak tylko kilka z nich) i by sie nie sumowaly. Inne zycie przerabialam, gdy probowalam zapijac swoje leki, strach czy bol. Niektore rzeczy dzis bola nadal, ale nie sa juz powodem bym sie przez nie napila. I mimo ze boli moge byc szczesliwa. Wiec moze to zdanie ma jeszcze jedna opcje?
    >>Jestem szczesliwa i ludziom jest ze mna lepiej<<
    Proces trzezwienia/zdrowienia dla mnie oznacza uczenia sie siebie, poznawania i przyznawania gdzie cos robilam dobrze, a gdzie czasem dawalam ciala po calosci - wlasnie po to, by juz tak wiecej nie bylo. Jak sama pisalas - bo kiedys "bylo tak bardzo inaczej". I kiedys nie wiedzialam, co to znaczy byc szczesliwym alkoholikiem... Dzis juz wiem. Bo mimo ze jestem alkoholiczka z masa nie zalatwionych do konca jeszcze spraw, problemow wiekszych i mniejszych, to z cala pewnoscia moge powiedziec, ze jestem szczesliwa alkoholiczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Szczęśliwy alkoholik", szczególnie dla ludzi, którzy nie znają specyficznego AA-owskiego żargonu, może brzmieć dość dziwacznie... ;-) Ale chyba rozumiem, co możesz mieć na myśli i to świetny stan. Dający nadzieję i tak różny od postawy: "jakie to życie na trzeźwo jest ciężkie, nudne i do dupy! Już lepiej się napić".
      Powodzenia - w szczęściu.

      Usuń
  7. Trochę mnie zaskoczył ten wpis na blogu - ta negacja absolutnie prawdziwego stwierdzenia, jeżeli szczęście się rozumie jako równowagę, spokój wewnętrzny, akceptację, świadome bycie. Tak jest, wtedy innym będzie z nami lepiej. Piszesz, że takie sformułowanie może być typowe dla niezbyt "ogarniętego", nietrzeźwego jeszcze... W innym znaczeniu, takim jak rozumie to także "szczęśliwa alkoholiczka", to chyba wręcz przeciwnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jeśli się rozumie i jeśli się odnosi… Pisałam o bardzo konkretnym obszarze, obawiam się, że większości deklaracji bliżej do pobożnych życzeń i postulatów. Moje zdanie: "Jeśli innym będzie ze mną lepiej, to będę szczęśliwa!" należy tak naprawdę do tego samego gatunku. Bo żeby cokolwiek się zdarzyło, potrzebny jest wysiłek i działanie. A z tym już - wiem z doświadczenia - bywa różnie. Może masz inaczej, ale mnie w większości przypadków kosztuje. I gdy rozmawiam z przyjaciółmi, uczciwie, słyszę to samo.

      Usuń
  8. "...absolutnie prawdziwe..." - czasem zastanawiam się, czy jest coś takiego i przypomina mi się sugestia sponsora (zawarta także w WK), żeby przestać grać rolę Wszystkowiedzącego Boga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...absolutnie prawdziwe" tylko dla podkreślenia emocji, że sprawdza się to w moim doświadczeniu, nareszcie! i podobnie jak u "Szczęśliwej alkoholiczki". Ale też "absolutnie nieprawdziwe" w sytuacjach, które sugestywnie opisała Mika. Zgadzam się z Tobą, że nie warto wchodzić w rolę Wszechwiedzącego Boga, ani też Pouczającego Guru.

      Usuń
  9. Szczęście to stan ducha - uśmiechnęłam się na widok radosnego mnicha.
    Szczęście to zdrowe dziecko - matka tuliła synka.
    Szczęście można zobaczyć patrząc na zło - szepnął rzeźbiarz.
    Szczęście to tylko słowo, jak latarnia uliczna we mgle - powiedział poeta.
    Nazywajmy to sobie jak każdy chce, obyśmy trzeźwi byli.
    Zdarzyło mi się nie wypić ani jednej kropli alkoholu i to już dość długo.
    Czy z tego powodu jestem szczęśliwa? Nie, bo bardzo niewiele trzeba by było inaczej.
    Czy może boję się? Pewnie tak, tylko nie zdaję sobie sprawy z tego, ile mam w życiu szczęścia:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. ja też czasem utożsamiam to z egoizmem, wszystko zależy od osoby i jej charakteru, podejścia. niektórzy robią to rzeczywiście dla siebie i innych, a niektórzy robią coś dla siebie kosztem innych tłumacząc to ciągle tak samo. różnie bywa i trzeba umieć takie podejście wyważyć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mika napisałaś: "Nie dziwi mnie to, bo wiem, jak silne są terapeutyczne naleciałości na polskie AA, ale marzy mi się, coraz bardziej, coś, co można by nazwać czystym AA. Czystym od wszelkich, nie tylko terapeutycznych (czyli raczej wspierających ego), nie tylko religijnych wpływów. Chciałabym w czymś takim brać udział… Chciałabym czegoś takiego dla tych, którzy przyjdą – byłoby im łatwiej." Ja króciutko już w tym intelektualnie siedzę i na ten moment takie twierdzenia jak naleciałości terapeutyczne, czy też religijne wpływy, postrzegam jako uproszczenia i "szukanie winnego" itp. To są iluzje, że te rzekome naleciałości są problemem, albo religijne wpływy.

    Co to ma być czyste AA?

    Czym według Ciebie jest czyste AA? Jak ty to rozumiesz?

    Odnośnie wpływów terapeutycznych: bez tych wpływów, to w Polsce AA zupełnie by nie było. Opowieści o tym rzekomym egoizmie terapeutycznym są manipulacjami. Jeżeli popatrzymy całościowo na wspólnotę AA to co widzimy: tysiące grup, z których większość (podobno) działa według metody radościowo-smutkowej. Myślę, że lepsza terapia niż wieloletnie radościowo-smutkowe mitingowanie. Terapia przynajmniej uczy myślenia, mitingowanie uczy regulowania emocji.

    Odnośnie wpływów religijnych: ile jest w skali Polski przykładów negatywnego wpływu religijnego na AA? Np tego, że jakiś ksiądz czy pastor, albo pop każe komuś coś robić.Konkrety proszę!

    Obserwowałem moje środowisko i widziałem tylko to, że AA spotyka się w salce praktycznie za darmo, pali papierosy przed wejściem do domu parafialnego, mimo wielokrotnych próśb proboszcza i innych. Niektórzy Aowcy będąc w wynajmowanym prawie za darmo miejscu krytykują (bardziej adekwatne słowo to plują) i non stop narzekają na ten straszny kościół. Aowcy przeklinają czasem tak głośno w czasie przerw, że niestety młodzież to słyszy, która spotyka się w domu parafialnym na swoich spotkaniach. Kościół ma z obecności AA 120zł miesięcznie ze wszystkich grup. Biznes niesamowity, za przywilej słuchania przekleństw czasami i konieczności upominania, by nie palić papierosów pod drzwiami do wejścia.

    PRZEPRASZAM MIKO DUNIN. GDZIE TY WIDZISZ TE WPŁYWY TERAPEUTYCZNE ALBO RELIGIJNE???

    Pozdrawiam Bonis z alko fora. pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Dziękuję za komentarz.

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz, Zdawkowy, ale jednak...

      Usuń
  12. A ja utożsamiam się z tym i też tego doświadczyłam, ze dla mnie to zdanie - Jeśli ja będę szczęśliwa to innym będzie ze mną lepiej -jest prawdziwe, doświadczam tego. Tylko tu ważna jest definicja szczęścia. Mi mój nałóg nie daje szczęścia, jest jego imitacją, ucieczką, zamulaczem. Szczęściem jest dla mnie trzeźwość, uczciwość, praca nad sobą. Kiedy ja jestem szczęśliwa "w ten sposób" innym jest ze mną zdecydowanie lepiej. Kiedy jestem w czynnym nałogu nie jestem szczęsliwa, neinawidze siebie, nienawidzę innych - to nie jest szczęście.

    OdpowiedzUsuń

204. pompatycznie i obrazoburczo

Zastanawiałam się, czy jest jakiś zauważalny moment, w którym posłanie AA zaczyna działać. Może początek to iskra nadziei – że jest coś, co...